[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdy kwiecień deszczu rzęsistym strumieniem
Marcową suszę zmoczy do korzeni
I skąpie żyłę ziemi w takim płynie,
Który kwitnienia moc daje roślinie;
Gdy Zefir ciepłym oddechem owionie
Wiotkie łodygi na polach i błoniach,
A młode słońce na tarczy Zodiaku,
Zbiegnie pół drogi spod Barana znaku
I poczną śpiewać maleńkie ptaszęta,
Których źrenica we śnie nie zamknięta,
Bo w nich tęsknotę budzi przyrodzenie,
Wtedy i ludzi ogarnia pragnienie
Zbożnej pielgrzymki (...)*
* Geoffrey Chaucer,
Opowieści kanterberyjskie,
Wybór, przeł.
H. Pręczkowska, Ossolineum 1963.
Pielgrzymi
K
iedy mój ojciec powiedział, że ją zatrudnił, byłem
zdziwiony:
- Dziewczynę?
Do tej pory kobiety nie mogły pracować na tym ran-
czu, nawet jako kucharki, bo kowboje za bardzo się o nie
strzelali. Strzelali się nawet o brzydkie kucharki. Nawet
o te stare.
- Dziewczynę? - powtórzyłem.
- Jest z Pensylwanii - powiedział mój stary. - Będzie
w tym dobra.
- Jest z czego?
Kiedy mój brat Crosby się o tym dowiedział, oświad­
czył:
- Jeśli dziewczyna ma robić to, co ja, czas, żebym sobie
znalazł coś nowego.
Stary popatrzył na niego.
- Mówili mi, że w tym sezonie za każdym razem
przechodziłeś przez Kocioł, śpiąc na końskim grzbiecie
albo czytając jakąś cholerną książkę. Może rzeczywiście
już czas, żebyś sobie znalazł inne zajęcie.
Powiedział nam, że przyjechała z tej Pensylwanii naj­
gorszym gównianym rzęchem, jakiego w życiu widział.
7
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mirabelkowy.keep.pl