[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ian McEwanNiewinniRozdział 1Podczas spotkania mówił głównie porucznik Lofting.Słuchaj, Marnham. Dopiero co się tu zjawiłe, nie możesz się więc orientować w sytuacji. Problemem nie sš tu Niemcy ani Rosjanie, ani nawet Francuzi. Chodzi o Amerykanów. Oni nie wiedzš, w czym rzecz. Co gorsza, oni nie chcš o niczym wiedzieć, nie chcš o niczym słyszeć. Tacy włanie sš.Leonard Marnham, pracownik poczty, właciwie nigdy do tej pory nie rozmawiał z żadnym Amerykaninem, za to zdšżył dobrze przyjrzeć się Amerykanom w swoim kinie. Nieznacznie się umiechnšł i kiwnšł głowš. Sięgnšł do wewnętrznej kieszeni marynarki po posrebrzanš papieronicę. Lofting uniósł dłoń, jak w indiańskim gecie pozdrowienia, uprzedzajšc propozycję. Leonard założył nogę na nogę, wyjšł papierosa i kilka razy postukał nim w pudełko.Lofting błyskawicznie wycišgnšł rękę ponad biurkiem i podsunšł mu zapalniczkę. Młody cywil pochylił głowę nad płomieniem, Lofting natomiast mówił dalej:Zapewne domylasz się, że mamy kilka wspólnych przedsięwzięć, wspólne fundusze, wspólne tajemnice i tym podobne rzeczy. Czy sšdzisz jednak, że Amerykanie majš jakiekolwiek pojęcie o pracy w zespole? Oni najpierw zgadzajš się na co, a potem robiš co innego. Depczš nam po piętach, ukrywajš informacje, w rozmowach z nami udajš idiotów. Porucznik Lofting poprawił bibularz, jedyny przedmiot na obitym blachš biurku. Jednak prędzej czy póniej nasz rzšd będzie musiał skończyć z ustępstwami. Leonard chciał się odezwać, lecz Lofting powstrzymał go gestem ręki. Pozwolisz, że podam pewien przykład. Biorę udział w organizowaniu międzysektorowych zawodów pływackich, które majš się odbyć w przyszłym miesišcu. Tak się składa, nie można temu zaprzeczyć, że posiadamy najlepszy basen na tym terenie, na stadionie olimpijskim. Jest więc oczywiste, że tam powinny odbyć się zawody. Amerykanie zgodzili się na to kilka tygodni temu. Czy wiesz, gdzie się w końcu odbędš? Kawał drogi na południe, w ich sektorze, w jakiej małej, mazistej kałuży. A wiesz, dlaczego?Lofting mówił bez przerwy przez następnych dziesięć minut.Kiedy już wszystkie perfidne posunięcia zwišzane z zawodami pływackimi zdawały się ujawnione, Leonard wtršcił:Major Sheldrake miał dla mnie jaki sprzęt i zapieczętowane instrukcje. Czy wiesz co o tym?Włanie do tego zmierzałem ostro odparł porucznik. Chwilę milczał, jakby zbierajšc siły. Potem zaczšł mówić, z trudem panujšc nad drżšcym ze zdenerwowania głosem. Wiesz, przysłano mnie tu jedynie po to, żebym na ciebie czekał. Kiedy major Sheldrake opuszczał placówkę, otrzymałem zadanie, żeby przejšć wszystko od niego i przekazać tobie. Jednak między odjazdem majora a moim przybyciem powstała czterdziestoomiogodzinna luka, na co nie miałem żadnego wpływu.Znowu przerwał. Wyglšdało na to, że się dobrze przygotował do wyjanienia całej sprawy.Najwidoczniej jankesi narobili straszliwego hałasu, choć to, co przywieziono kolejš, było zamknięte w strzeżonym pomieszczeniu, a twoja opieczętowana koperta leżała sobie bezpiecznie w kancelarii dowódcy. Uparli się, że przez cały czas kto musi być za to wszystko osobicie odpowiedzialny. Po telefonie ze sztabu generalnego generał brygady zadzwonił do kancelarii dowódcy. Nikt już nie mógł nic zmienić; przyjechali ciężarówkš i wszystko zabrali, kopertę, przesyłkę, wszystko. Ja przyjechałem już po fakcie. Dostałem nowe instrukcje, żeby czekać na ciebie, co włanie robię od pięciu dni, upewnić się, że jeste tym, za kogo się podajesz, wyjanić całš sytuację i przekazać ci ten adres kontaktowy.Lofting wyjšł z kieszeni kopertę z szarego papieru i podał jš przez biurko. Równoczenie Leonard wręczył swoje papiery. Lofting zawahał się. Została jeszcze jedna zła wiadomoć.Sprawy majš się tak: cały ten twój sprzęt, cokolwiek to jest, został im przekazany, to samo dotyczy ciebie. Przechodzisz do nich. Od tej pory im podlegasz. Od nich będziesz odbierał instrukcje.W porzšdku powiedział Leonard.Powiedziałbym raczej: parszywy los.Spełniwszy swojš powinnoć, Lofting wstał i potrzšsnšł rękš Leonarda.Wojskowy kierowca, który już wczeniej tego popołudnia przywiózł Leonarda z lotniska Tempelhof, czekał na parkingu przy Olympiastadion. Stšd do mieszkania Leonarda było parę minut jazdy. Kapral otworzył bagażnik małego samochodu koloru khaki, wyglšdało jednak na to, że nie uważa wyjęcia walizek za swój obowišzek.Przy Platanenallee 26 stał nowoczesny budynek z windš. Mieszkanie znajdowało się na drugim piętrze; składały się na nie dwie sypialnie, przestronny pokój gocinny, połšczona z kuchniš jadalnia i łazienka. W Tottenham Leonard wcišż mieszkał z rodzicami w ich własnym domu i dojeżdżał codziennie do Dollis Hill. Teraz przechadzał się z pokoju do pokoju, włšczajšc wszystkie wiatła. Były tu przeróżne nowoci: duże radio z kremowymi guzikami i telefon stojšcy na zestawie stolików do kawy. Obok leżał plan Berlina. Meble dostarczyła armia dwa fotele i kanapę, upstrzone kwiecistym wzorkiem, puf ze skórzanymi chwostami, niezbyt prosto stojšcš lampę oraz dosunięte pod cianę w głębi pokoju biurko z grubymi, wygiętymi nogami. Przez chwilę delektował się możliwociš wyboru sypialni, następnie starannie rozpakował walizki. Jego własne mieszkanie. Nawet nie przypuszczał, że sprawi mu to aż takš przyjemnoć. We wbudowanej w cianę szafie, której drzwi przesuwały się pod dotknięciem dłoni, powiesił dwa wyjciowe garnitury oraz szary, na co dzień. Na biurku położył posrebrzanš, wybitš drzewem tekowym papieronicę z wygrawerowanymi jego własnymi inicjałami pożegnalny prezent od rodziców. Obok postawił ciężkš zapalniczkę w kształcie neoklasycznej urny. Czy kiedykolwiek będzie miał goci?Kiedy urzšdził już wszystko tak, że mógł być zadowolony, usiadł w fotelu pod stojšcš lampš i otworzył kopertę. Bardzo się rozczarował. Wewnštrz znalazł skrawek papieru wyrwany z notatnika. Nie było na nim żadnego adresu, jedynie nazwisko Bob Glass oraz berliński numer telefonu. A tak chciał rozłożyć na stole w jadalni plan miasta, odszukać na nim adres, wyznaczyć trasę dojazdu. Będzie musiał odebrać instrukcje od obcego, od przybysza z Ameryki, będzie musiał użyć telefonu, urzšdzenia, którym nie posługiwał się swobodnie, mimo charakteru swojej pracy. Jego rodzice nie mieli telefonu, podobnie żaden z jego przyjaciół, a z pracy rzadko musiał gdzie dzwonić. Przytrzymujšc kartkę papieru na kolanie, starannie wykręcił numer. Wiedział, jaki ton chce nadać swojemu głosowi: swobodny, zdecydowany. Mówi Leonard Marnham. Zdaje się, że czeka pan na mnie".Glass! Z miejsca huknšł głos w słuchawce. Leonard natychmiast stracił panowanie nad sobš i popadłw typowe dla Anglików roztrzęsienie, którego tak chciał uniknšć w rozmowie z Amerykaninem.Hmmm, tak... jest mi strasznie przykro, ja...Czy to Marnham?Istotnie, tak. Mówi Leonard Marnham. Sšdzę, że pan...Proszę zapisać adres. Nollendorfstrasse dziesięć, przy Nollendorfplatz. Niech pan tu będzie jutro o ósmej rano.Kiedy Leonard powtarzał adres, nadajšc swojemu głosowi możliwie najbardziej przyjazny ton, w słuchawce zaległa głucha cisza. Poczuł się głupio. Zaczerwienił się, chociaż był sam. W wiszšcym na cianie lustrze dostrzegł swoje odbicie; bezradnie zbliżył się do niego. Okulary, z żółtawymi plamami, które według jego własnej teorii powstały od parujšcego z ciała tłuszczu, idiotycznie tkwiły mu na nosie. Kiedy je zdjšł, twarzy jakby zaczęło czego brakować. Po obydwu stronach nosa widoczne były czerwone bruzdy, odcinięte aż do samej koci. Mógłby sobie poradzić bez okularów. To, co musiał widzieć, znajdowało się bardzo blisko. Schemat urzšdzenia, włókno żarówki, inna twarz. Twarz dziewczyny. Domowy spokój prysnšł. Jeszcze raz przemierzył swš nowš posiadłoć, cigany przez tęsknotę nie do opanowania. Odzyskał wreszcie równowagę, gdy usiadł przy stole w jadalni, żeby napisać list do rodziców. Tego rodzaju wypracowanie kosztowało go wiele wysiłku. Na poczštku każdego zdania wstrzymywał powietrze, na końcu z ulgš je wypuszczał. Drodzy rodzice. Podróż miałem nudnš, ale przynajmniej wszystko przebiegło bez przeszkód. Na miejsce przyjechałem o czwartej. Mam ładne mieszkanie z dwoma sypialniami i telefonem. Nie spotkałem się jeszcze z ludmi, z którymi mam pracować, mylę jednak, że spodoba mi się w Berlinie. W tej chwili pada deszcz i wieje okropny wiatr. Wszędzie widać ogromne zniszczenia, nawet po ciemku. Dotšd nie miałem jeszcze okazji sprawdzić, jak mówię po niemiecku...".Niebawem głód i ciekawoć wypchnęły go z domu. Zapamiętał znalezionš na planie drogę, skierował się więc na wschód, w stronę Reichskanzlerplatz. W dniu zwycięstwa miał czternacie lat, wystarczajšco dużo, by nabić sobie głowę nazwami i parametrami wojskowych samolotów, okrętów, czołgów i dział. ledził desant w Normandii i posuwanie się wojsk na wschód Europy, a wczeniej marsz przez Włochy na północ. Dopiero teraz zaczynał zapominać nazwy ważniejszych bitew. Młody Anglik, który po raz pierwszy znalazł się wród Niemców, nie mógł myleć o nich inaczej jak o pokonanym narodzie, czujšc dumę ze zwycięstwa. Wojnę spędził ze swš babkš w walijskiej wiosce, nad którš nigdy nie przeleciał żaden wrogi samolot. Nie miał okazji dotknšć broni, a strzały słyszał tylko na strzelnicy; mimo to oraz pomimo faktu, że miasto oswobodzili Rosjanie, kroczył przez tę ładnš willowš dzielnicę Berlina dumny niby jej właciciel, wybijajšc butami rytm, jakby do wtóru przemówienia pana Churchilla.Wiatr już osłabł i zrobiło się cieplej. Wszędzie, gdzie tylko spojrzał, prowadzono wytężone prace przy odbudowie. Dopiero co położono nowy chodnik i zasadzono młode, wrzecionowate platany. Wiele parcel już uprzštnięto. Ziemia została wyrównana, a stare, obłupane z zaprawy cegły leżały ułożone w równe stosy. Nowe budynki, przypominajšce ten, w k... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mirabelkowy.keep.pl