[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hedda Gabler
¤ ¤ ¤ ¤
Tłumaczenie:
Akt I
– – – – – – – – – – – – – –
Obszerny salon, ozdobnie i elegancko umeblowany, trzymany w ciemnych barwach. W głębi znajdują się drzwi z portyerą odsłoniętą, które prowadzą do gabinetu, umeblowanego w tym samym stylu co salon. W prawej ścianie drzwi prowadzące do przedpokoju, w lewej drzwi szklane także z odsłoniętą firanką. Przez szyby widać werandę, za nią drzewa. Na przodzie sceny stoi stół owalny zasłany dywanową serwetą, a przy nim krzesła. Na prawo na przodzie sceny piec majolikowy, przy nim fotel z wysokiemi poręczami. Na lewo także na przodzie kanapa trochę odsunięta od ściany. Przy drzwiach szklanych fortepian. Po obydwu stronach drzwi w głębi etażerki zastawione terrakotami i majolikami. W głębi przyległego pokoju widać kanapę, stół i parę krzeseł. Nad kanapą wisi portret pięknego starca w gieneralskim mundurze, a nad stołem zwiesza się lampa z mlecznym kloszem. W salonie pełno bukietów w wazonach, inne leżą na krzesłach. Obadwa pokoje zasłane są puszystemi dywanami. Oświetlenie ranne. Promienie słoneczne wpadają przez drzwi szklane.
[] Scena pierwsza
JULIANNA TESMAN, kobieta miłej powierzchowności lat około sześćdziesięciu pięciu w skromnej, schludnej tualecie, wchodzi przez przedpokój w kapeluszu, z parasolką w ręku, BERTA, niemłoda pokojówka, skromnie po miejsku wyglądająca, wchodzi za nią, niosąc w papier obwinięty bukiet.
PANNA TESMAN
(staje we drzwiach i nasłuchuje półgłosem). Doprawdy zdaje mi się, że oni jeszcze nie wstali.
BERTA
(także półgłosem ). Mówiłam to już pani. Parowiec przyszedł tak późno, a potem Boże, miły... młoda pani musiała wszystko wypakować, zanim się położyła.
PANNA TESMAN.
To też niech spoczywa.
Tylko potrzeba tutaj świeżego rannego powietrza.
(Otwiera na oścież drzwi szklane).
BERTA
(stoi niepewna z bukietem w ręku). Na sumienie, tu już niema wcale miejsca na bukiet, chyba postawię go na fortepianie. (Stawia go tak, jak mówi ).
PANNA TESMAN.
No, moja Berto, masz więc teraz nowych państwa. Ach! jakże mnie było ciężko rozstać się z tobą.
BERTA
(blizka płaczu). A mnie, proszę pani! Cóż ja mam powiedzieć? Tyle lat służyłam u pań i dobrze mi było.
PANNA TESMAN.
Trzeba się do tego przyzwyczaić. Żale na nic się nie zdadzą. Musisz być u Jorgena. On do ciebie przywykł, obsługiwałaś go jeszcze, gdy był maleńki.
BERTA.
Tak, proszę pani, ale ja ciągle myślę o biednej chorej, którą musiałam opuścić. Jest całkiem bezwładna, a nowa służąca?.. Czy ona się kiedy nauczy, jak z chorą obchodzić się trzeba?
panna tesman. Już ja ją nauczę, zresztą wiele rzeczy zrobię sama. Nie troszcz się o moję biedną siostrę, Berto.
BERTA.
Tak proszę pani, ale to przy mnie co innego, zdaje mi się, iż nie będę dla młodej pani dogodną.
PANNA TESMAN.
Ach! Boże! z początku może się to i owo wydarzyć.
BERTA.
Bo ona jest bardzo wymyślna.
PANNA TESMAN.
Ma się rozumieć, córka gienerała Gablera. Za życia ojca, była przyzwyczajona do zbytków. Przypomnij sobie tylko, kiedy to z nim jeździła konno, w czarnej sukiennej amazonce, w kapeluszu z piórami.
BERTA.
Tak, tak, pamiętam. Na sumienie, ktoby wówczas pomyślał, że to będzie kiedyś żona pana kandydata.
PANNA TESMAN.
I mnie to przez myśl nie przeszło. Ale żebym nie zapomniała, Berto. Odtąd nie trzeba mówić "pan kandydat", tylko "pan doktór".
BERTA.
Młoda pani to już przykazała, jeszcze dziś w nocy, zaraz na wstępie. Czy tak jest, proszę pani?
PANNA TESMAN.
Ma się rozumieć. Wyobraź sobie, Berto, doktoryzował się za granicą, teraz w czasie podróży. Nie wiedziałam o tem ani słówka, dopiero wczoraj powiedział mi, przy wysiadaniu na ląd.
BERTA.
On może teraz dojść do wszystkiego. On taki mądry. Ale nigdybym nie pomyślała, żeby mu się chciało chorych leczyć.
PANNA TESMAN.
Nie, on wcale nie jest takim doktorem. (Kręci głową w zamyśleniu). Niedługo zresztą będzie miał jeszcze znakomitszy tytuł.
BERTA.
Czy doprawdy! A jaki też proszę pani?
PANNA TESMAN
(z uśmiechem). O, gdybyś wiedziała (wzruszona). Mój Boże! gdyby nieboszczyk Jan mógł w grobie zobaczyć, na co wyrósł jego chłopak (ogląda się wkoło). Ale Słuchajno, Berto! dlaczegoś pozdejmowała pokrowce ze wszystkich mebli?
BERTA.
Tak kazała młoda pani, mówiła, że nie może znosić pokrowców.
PANNA TESMAN.
Więc oni chcą tu zawsze przesiadywać, i na codzień także?
BERTA.
Tak się zdaje z tego, co młoda pani mówiła. Ona sama, — pan doktór nic niemówił.
[] Scena druga
Poprzedni i JORGEN TESMAN, wchodzi nucąc drzwiami z prawej strony do pokoju w głębi, wygląda młodo, na lat trzydzieści trzy, średniego wzrostu, średniej tuszy, blondyn z twarzą okrągłą i pogodną, nosi brodę i okulary, ubrany jest w wygodny, luźny ranny strój, w ręku trzyma otwartą walizką ręczną.
PANNA TESMAN.
Dzień dobry, Jorgenie, dzień dobry!
TESMAN
(we drzwiach). Ciocia Jula! droga ciocia! (zbliża się i ściska jej rękę). Przyszłaś do nas z tak daleka, i jeszcze tak rano.
PANNA TESMAN.
Łatwo zrozumieć, że mi pilno było do was zajrzeć.
TESMAN.
A jeszcze do tego wczoraj położyłaś się tak późno.
PANNA TESMAN.
To nic nie znaczy.
TESMAN.
Wróciłaś szczęśliwie do domu z przystani?
PANNA TESMAN.
Szczęśliwie Bogu dzięki, pan radca był tak grzeczny i odprowadził mnie aż do domu.
TESMAN.
Było nam przykro, żeśmy cię do powozu zabrać nie mogli, ale widziałaś sama, Hedda miała tyle rzeczy, których niepodobna było porzucić.
PANNA TESMAN.
Rzeczywiście, miała ich niezliczone mnóstwo.
BERTA
(do Tesmana). Może mam pójść zapytać pani, czy jej nie będę potrzebna?
TESMAN.
Dziękuję ci Berto, to niepotrzebne, pani powiedziała, że zadzwoni, gdyby czego potrzebowała.
BERTA
(wychodzi na prawo). Dobrze.
TESMAN.
Wiesz co — weź ten kuferek.
BERTA
(biorąc go). Zaniosę go na górę (wychodzi przez przedpokój).
[] Scena trzecia
Poprzedni bez Berty.
TESMAN.
Wyobraź sobie, ciociu! cały kufer wypakowałem notatkami. Nie do uwierzenia, ilem ich nagromadził ze wszystkich archi-
wów. Stare, nadzwyczaj ciekawe rzeczy, o których nikt nie ma wyobrażenia.
PANNA TESMAN.
Tak, tak, Jörgenie, w twej poślubnej podróży, nie traciłeś czasu.
TESMAN.
Mogę to śmiało przyznać. Ale zdejmże kapelusz, ciociu. Pozwól, rozwiążę wstążki. Dobrze tak.
PANNA TESMAN
(w czasie gdy on to czyni). Ach! Boże, to tak, jak kiedyś był u nas w domu.
TESMAN
(oglądając kapelusz). Cóż za ładny kapelusz dziś włożyłaś?
PANNA TESMAN.
Sprawiłam go sobie z powodu Heddy.
TESMAN.
Heddy?
PANNA TESMAN.
Ażeby się mnie nie wstydziła, gdy razem będziemy na mieście.
TESMAN
(głaszcząc ją po twarzy), Ty, ciociu, myślisz o wszystkiem. (Kładzie kapelusz na krześle przy stole). A teraz wiesz co, siądźmy sobie na kanapie i pogawędźmy, zanim Hedda nadejdzie (siadają).
PANNA TESMAN
(stawia parasolkę przy rogu kanapy). Jakże jestem szczęśliwa, że cię znowu widzę, Jorgenie, ciebie jedynaka nieboszczyka Jana.
TESMAN.
I ja jestem szczęśliwy, że cię widzę, tyś była dla mnie i ojcem i matką zarazem.
PANNA TESMAN.
Wiem dobrze, że ty kochasz zawsze twoję starą ciotkę.
TESMAN.
A jakże ciocia Ryna? czy jej nie lepiej?
PANNA TESMAN.
Dla tej biedaczki nie może być polepszenia. Leży, jak leżała przez te wszystkie lata. Oby tylko Bóg zostawił mi ją jak najdłużej. Nie wiem, cobym bez niej zrobiła, zwłaszcza też teraz, kiedy ci już potrzebną nie jestem.
TESMAN
(klepie ją po ramieniu). No, no, no.
PANNA TESMAN
(szybko, odmiennym tonem). Ale kiedy pomyślę, żeś się, ożenił Jorgenie, i że to ty pozyskałeś rękę Heddy Gabler, tej Heddy, tak zawsze otoczonej młodzieżą...
TESMAN
(nuci i uśmiecha się z zadowoleniem). Zdaje mi się, że mam w mieście paru dobrych przyjaciół, którzy mi z całego serca zazdroszczą. Czy nie?
PANNA TESMAN.
Zazdroszczą ci tego także, żeś mógł odbyć tak długą poślubną podróż. Wszakże trwała blizko sześć miesięcy.
TESMAN.
Dla mnie była to także podróż naukowa. Ileż archiwów musiałem przewertować! ile książek przeczytać!
PANNA TESMAN.
No tak. (Poufnie i ciszej). Ale posłuchaj Jorgenie, czy nie masz mi nic po powiedzenia, nic wcale?
TESMAN.
Z podróży?
PANNA TESMAN.
Tak.
TESMAN.
Doprawdy, nie wiem nic więcej nad to, com ci pisał, a żem się doktoryzował, o tem powiedziałem ci wczoraj.
PANNA TESMAN.
Ale ja pytam, czy... czy nie masz żadnych... nadziei?
TESMAN.
Nadziei?
PANNA TESMAN.
Mój Boże! jestem przecież twoją starą ciotką.
TESMAS.
Naturalnie, że mam nadzieję...
PANNA TESMAN.
A więc.
TESMAN.
Mam niemal pewną nadzieję, że wkrótce będę profesorem.
PANNA TESMAN.
Profesorem... tak.
TESMAN.
A nawet mogę powiedzieć, że to rzecz zupełnie pewna. Przecież wiesz o tem, ciociu?
PANNA TESMAN
(z uśmiechem). O tem wiem, masz słuszność. (Zmieniając ton). Ale mówiliśmy o podróży. Musiała cię ona strasznie kosztować.
TESMAN.
Mój Boże, kosztowała, ale dopomogło mi bardzo to duże stypendyum.
PANNA TESMAN.
Jednakże nie pojmuję, jakim sposobem starczyło na dwoje.
TESMAN.
Bo też to nie było rzeczą tak prostą.
PANNA TESMAN.
A jeszcze kiedy się podróżuje z taką damą. Mówiono mi, że to bez porównania drożej kosztuje.
TESMAN.
Ma się rozumieć, ale Hedda musiała odbyć tę podróż, doprawdy, ciociu, musiała. Inaczej być nie mogło.
PANNA TESMAN.
Masz pewno słuszność, bo dzisiaj podróż poślubna uważaną jest za konieczność. Ale powiedz mi — czyś się już dobrze w mieszkaniu rozejrzał.
TESMAN.
Naturalnie, wstałem o świcie.
PANNA TESMAN.
Jakże ci się całość podoba?
TESMAN.
Przepyszna, wydaje mi się przepyszna. Tylko nie mogę zrozumieć, na co są te dwa pokoje za sypialnią Heddy.
PANNA TESMAN
(uśmiechając się). O, mój drogi, spożytkujecie je — z czasem.
TESMAN.
Doprawdy masz słuszność, ciociu, bo kiedy się księgozbiór tak bardzo powiększa... to...
PANNA TESMAN.
Właśnie, mój chłopcze, myślałam o twoim księgozbiorze.
TESMAN.
Cieszę się bardzo z powodu Heddy. Zanim jeszcze byliśmy zaręczeni, mówiła ciągle, że żadne mieszkanie tak jej się nie podoba jak willa radczyni Falk.
PANNA TESMAN.
I właśnie się tak zdarzyło, że była do sprzedania, po waszym wyjeździe.
TESMAN.
Tak, ciociu, mieliśmy prawdziwe szczęście.
PANNA TESMAN.
Mój drogi, to wszystko będzie cię strasznie kosztować.
TESMAN
(trochę zniechęcony). No będzie, ale cóż.
PANNA TESMAN.
Mój Boże.
TESMAN.
No! ale jak sądzisz? Ileż przecie?
PANNA TESMAN.
Nie wiem, dopóki się wszytkie rachunki nie pokończą.
TESMAN.
Na szczęście, Brak wyjednał mi dobre warunki, pisał to sam do Heddy.
PANNA TESMAN.
Nie dręcz-że się tem, mój chłopcze. A co do mebli, dywanów i t. p. dałam na nie poręczenie.
TESMAN.
Poręczenie? Ty ciociu? Jakież poręczenie dać mogłaś?
PANNA TESMAN.
Ubezpieczyłam je na mojej rencie.
TESMAN
(zrywając się). Jakto? Na rencie twojej i ciotki Ryny?
PANNA TESMAN.
No tak. Innego sposobu nie było.
TESMAN
(staje przed nią). Ciociu! czyś zmysły postradała? Ta renta stanowi przecież cały majątek was obydwóch.
PANNA TESMAN.
Nie bierz-że tego do serca, Jorgenie, to przecież czysta formalność. Mówił mi to także radca Brak. On był tak grzeczny, że tonie we wszystkiem wyręczał. Czysta formalność, nic więcej.
TESMAN.
Wszystko to być może, przecież...
PANNA TESMAN.
Teraz gdy otrzymasz pensyę, będziesz mógł to wszystko opłacić. A zresztą, Boże mój, choćbyśmy także trochę... no troszeczkę zapłaciły, trochę wam dopomogły z początku, uważałybyśmy to sobie za szczęście.
TESMAN.
Ach! ciociu, ty zawsze musisz poświęcać się dla mnie.
PANNA TESMAN
(powstaje i kładzie mu ręce na ramionach). Bo też jesteś mojem jedynem szczęściem na świecie, drogi chłopcze. Byłeś bez ojca i matki, coby ci mogli dopomódz. Teraz przecież stanęliśmy u celu. Niekiedy było nam ciężko i smutno, ale teraz Bogu dzięki, Jorgenie, wypłynąłeś.
TESMAN.
Wszystko się tak dziwnie złożyło.
PANNA TESMAN.
Tak — i wszyscy, co byli przeciwko tobie — czy albo stali na twojej drodze, albo ustąpili, albo poupadali. Ten, co był najniebezpieczniejszy, upadł najniżej... Teraz spoczywa tak, jak sobie sam posłał, zbłąkany biedak.
TESMAN.
Czyś od mego wyjazdu słyszała co o Eilercie?
PANNA TESMAN.
Słyszałam tylko, że wyszła nowa jego książka.
TESMAN.
Co? Eilerta Lovborga? Teraz?
TESMAN.
Tak! Bóg jeden wie, co on tam napisał. Twoja książka to będzie zupełnie co innego. O czemże ty piszesz, Jorgenie?
TESMAN.
O przemyśle domowym w Brabancie, w wiekach średnich.
PANNA TESMAN.
Pomyśleć tylko, że ty piszesz o takich rzeczach.
TESMAN.
Moje dzieło nie zaraz wyjść może. Muszę wprzódy cały bogaty zbiór materyałów uporządkować.
PANNA TESMAN.
Zebrać i uporządkować. Już ty doskonale to potrafisz. Niedarmo jesteś synem nieboszczyka Jana.
TESMAN.
Pilno mi też zacząć tę robotę, szczególniej też teraz, gdy mam tak wygodny dom, w którym pracować mogę.
PANNA TESMAN.
I w którym przedewszystkiem jest ta, którą twoje serce wybrało.
TESMAN
(ściska ją). Ach tak! tak, ciociu! Hedda, to ze wszystkiego najpiękniejsze. (Zagląda do pokoju w głębi). Zdaje mi się, że ona idzie.
[] Scena czwarta
Poprzedni i HEDDA, piękna kobieta lat dwudziestu dziewięciu. Postać jej jest szlachetna i wykwintna, ma twarz matową bladą, oczy stalowego koloru, z wyrazem zimnym i stanowczym, włosy jej są ciemne, ani zbyt czarne, ani gęste, ubrana jest w elegancką ranną suknię, wchodzi z lewej strony do pokoju w głębi.
PANNA TESMAN
(idzie naprzeciw niej). Dzień dobry, droga Heddo. Śliczny poranek cię wita.
HEDDA
(podając jej rękę). Dzień dobry, droga pani.
PANNA TESMAN
(trochę zmieszana). Czy pani dobrze spała w nowem mieszkaniu?
HEDDA.
Dziękuję, tak, średnio.
TESMAN
(śmiejąc się). Średnio! Wiesz, Heddo, że to doskonałe. Spałaś jak kamień, kiedym wstawał.
HEDDA.
To bardzo szczęśliwie. Trzeba się przyzwyczaić do wszystkiego, co nowe, nieprawdaż, pani? (Spogląda na prawo). Ach! służąca otworzyła na oścież drzwi od werandy i tyle tu słońca!
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Wątki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
Ibsen. [dom lalki (nora)].(Dramat w trzech aktach), Książki Tekstowe
Ibsen - Dom lalki, ~ E-booki~ Wirtualna Biblioteka, LEKTURY
Idea 'krzepienia ser' i jej przejawy w Potopie Henryka Sienkiewicza, szkoła, Pozytywizm
Ibsen Henryk - Dom lalki (Nora), Ebook, Książki (PL)
Ibsen Henryk - Dramaty, MODERNIZM, Utwory streszczenia itp
Ibsen Henryk - Dom lalki Nora, FILMOZNAWSTWO, zelula
Ibsen Henryk - Dom Lalki, eBook, Eksiążki
Ibsen.Henryk - Dom lalki + Nora, TEATR
Ibsen Henryk - Nora, Do czytania, MODERNIZM