[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział 1
łaby się na spotkanie z Pytonem. Ale spod wiekowego shermana crowna
victorii jej babci wystawały dwie brudne stopy. Bardzo ostrożnie zajrzała
pod samochód i przekonała się, że stopy należą do bezdomnego, ksywka
Mycha, znanego w okolicy - czyli Wicker Park - z niechęci do higieny
i upodobania do taniego wina. Pusta butelka leżała obok jego klatki piersio
wej, unoszącej się i opadającej w rytm bulgoczącego chrapania. Spotkanie
z Pytonem było tak ważne, że Annabelle przez chwilę rozważała wymanew
rowanie samochodem nad leżącym ciałem, ale miejsce parkingowe w małej
uliczce było za ciasne.
Zostawiła sobie mnóstwo czasu na ubranie się i dojechanie do centrum;
była umówiona na jedenastą- Ale wciąż pojawiały się przeszkody, na czele
z panem Bronickim, który dopadł ją przy wejściu i nie chciał odejść, dopóki
nie wygłosił swojej kwestii. Mimo to sytuacja nie była jeszcze tragiczna.
Wystarczyło tyiko wyciągnąć Mychę spod shermana.
Ostrożnie trąciła jego kostkę stopą; przy okazji zauważyła, że zaimprowi
zowana mikstura z syropu czekoladowego i błyskawicznego kleju, którą za
mazała rysę na obcasie swoich ulubionych sandałów, nie do końca zdała
egzamin.
- Mycha?
Nawet nic drgnął.
Szturchnęła go mocniej.
Mycha, obudź się. Musisz wyleźć spod samochodu.
Ani drgnął. Co oznaczało, że należy się uciec do bardziej drastycznych
środków. Annabelle schyliła się i z niesmakiem szarpnęła ubłoconą stopę.
- No już, Mycha. Pobudka.
7
G
dyby Annabclle nie znalazła ciała pod swoim samochodem, nie spóźni
I nic. Gdyby nie głośne chrapanie, można by go wziąć za Irupa.
Potrząsnęła nim gwałtowniej.
- Tak się składa, że to najważniejszy dzień w mojej karierze, i byłabym
wdzięczna za odrobinę dobrej woli.
Mycha ani myślał okazywać dobrą wolę.
Potrzebowała mocniejszych argumentów. Zaciskając zęby, ostrożnie pod
ciągnęła spódnicę z surowego jedwabiu w kolorze jaskrów, którą kupiła wczo
raj na wyprzedaży za sześćdziesiąt procent ceny, i kucnęła przy zderzaku.
- Jeśli nie wyjdziesz, dzwonią po policję,
Mycha parsknął.
Annabelłe wbiła obcasy w ziemię i szarpnęła za obie zasmolone kostki.
Poranne słońce prażyło ją w głowę. Mycha przeturlał się i na dobre zaklino
wał ramieniem o podwozie. Szarpnęła jeszcze raz. Biała bluzka bez ręka
wów, którą dobrała do perłowych kolczyków babci, zaczynała kleić się pod
żakietem do skóry. Annabelłe starała się nawet nie myśleć, co dzieje się z jej
włosami. Rano odkryła, że właśnie skończył się żel do włosów, i teraz modliła
się, by wiekowy, supermocny lakier Aqua Net, który znalazła pod umywal
ką, zdołał utrzymać w ryzach szopę rudych loków - jej wieczne przekleń
stwo, szczególnie dające się we znaki podczas wilgotnego chicagowskiego
lata.
Wiedziała, że jeśli w ciągu pięciu minut nic wywłecze Mychy spod samo
chodu, będzie w poważnych tarapatach. Przeszła na drugą stroną auta. Kola-
najej zatrzeszczały, kiedy kucnęła przy drzwiach kierowcy i zajrzała w twarz
z opadniętą szczęką.
- Mycha, musisz się obudzić! Nie możesz tu zostać.
Jedna brudna powieka uniosła się na moment, po czym opadła z powro
tem.
- Spójrz na mnie. - Dziobnęła go palcem w pierś. - Jeśli wyjdziesz, dam
ci pięć dolarów.
Usta Mychy poruszyły się; wraz ze strużką śliny wysączyło się z nich gar
dłowe burknięcie:
- Poszła...
Od nieświeżego zapachu aż załzawiły jej oczy.
- Dlaczego akurat dzisiaj musiał ci się urwać fi Im pod samochodem? i dla
czego pod moim? Dlaczego nie wybrałeś samochodu pana Bronickiego? -
Pan Bronicki, znudzony emeryt, mieszkał po drugiej stronie ulicy i cały swój
wolny czas przeznaczał na wymyślanie nowych sposobów, jak doprowadzić
Annabelłe do obłędu.
Mijała minuta za minutą i Annabelłe zaczynała wpadać w panikę,
- Masz ochotę na seks? Jak wyjdziesz, to może o tym pogadamy.
Kolejna strużka śliny i kolejne cuchnące prychnięcie. Beznadziejna spra
wa. Annabelłe zerwała się i pognała do domu.
Dziesięć minut później zdołała wywabić Mychę za pomocą otwartej pusz
ki piwa.
Nie był to najlepszy moment jej życia.
Kiedy wreszcie wyjechała na główną ulicę, zostało jej tylko dwadzieścia
jeden minut, by przedrzeć się przez korki do Loop w centrum Chicago, i zna
leźć parking. Miała zakurzone nogi, pomiętą bluzkę i złamany paznokieć po
spotkaniu z puszką z piwem. Dodatkowe dwa kilogramy, które przybrała na
wadze po śmierci babci i które trochę było widać na jej drobnej figurze, teraz
wydawały się jej niewartą uwagi drobnostką.
Dziesiąta trzydzieści dziewięć.
Nic mogła ryzykować, że wpadnie w korek z powodu robót drogowych na
przelotówce Kennedyego, zjechała więc na DWision. We wstecznym luster
ku zobaczyła, że kolejny lok wyrwał się spod kontroli lakieru. Spostrzegła
też swoje spocone czoło. Zboczyła na Hałsted, by ominąć kolejny odcinek
robót. Manewrowała wśród samochodów shermanem o gabarytach czołgu
i jednocześnie tarła usmolone nogi wilgotnym papierowym ręcznikiem, któ
ry porwała z kuchni. Dlaczego babcia nie jeździ zgrabną hondą civic, tylko
tym szpetnym, zielonym, pożerającym benzynę monstrum? Przy swoim me
trze sześćdziesiąt wzrostu Annabelłe musiała siedzieć na poduszce, by wi
dzieć drogę znad kierownicy. Babcia nie zawracała sobie głowy poduszką,
ale prawdę mówiąc, rzadko jeździła. Po dwunastu latach użytkowania licz
nik shermana ledwie przekroczył sześćdziesiąt tysięcy kilometrów.
Taksówka zajechała jej drogę. Annabelłe wcisnęła klakson, czując, jak struż
ka potu cieknie jej między piersiami. Spojrzała na zegarek. Dziesiąta pięć
dziesiąt. Spróbowała sobie przypomnieć, czy użyła po kąpieli dezodorantu.
Oczywiście, że użyła. Jak zawsze. Uniosła rękę, żeby się upewnić, ale właś
nie w chwili, kiedy wciągała powietrze, najechała na wybój i musnęła usta
mi klapę żakietu, zostawiając smugę szminki.
Krzyknęła z przerażenia i sięgnęła na drugą stronę ogromnej przedniej ka
napy po torebkę, ale tylko ją przewróciła, strącając do „wielkiego kanionu"
pod siedzeniem. Światło na skrzyżowaniu Halsted i Chicago zmieniło się na
czerwone. Annabelłe czuła, że włosy kleją jej się do karku i coraz wie_cej
loków odskakuje jak sprężyny w górę. Spróbowała oddechów jogi, ale była
tylko na jednych zajęciach, więc nie poskutkowało. Dlaczego Mycha wybrał
8
9
akurat len dzień na zwałkę pod samochodem - dzień, od którego zależała
cała jej finansowa przyszłość?
W żółwim tempie wjechała na Loop. Dziesiąta pięćdziesiąt dziewięć. I zno
wu te przeklęte chicagowskie roboty drogowe. Minęła Daley Center. Nie
miała czasu na objeżdżanie ulic w poszukiwaniu wystarczająco dużego miej
sca z parkometrem. Wjechała więc na pierwszy, kosmicznie drogi podziem
ny parking, rzuciła kluczyki parkingowemu i ruszyła truchtem.
Jedenasta pięć. Nic ma co panikować. Po prostu opisze przygodę /. Mychą.
Pyton na pewno zrozumie.
Albo i nie zrozumie.
Kiedy weszła do holu wysokiego biurowca, uderzył w nią podmuch z kli
matyzatora. Jedenasta osiem. Winda, chwalą Bogu, była pusta; Annabelle
wcisnęła guzik czternastego piętra.
- „Nic daj się zastraszyć - radziła jej Molly przez telefon. - Pyton żywi
się strachem".
Łatwo jej mówić. Molly zakotwiczyła się w domu ze swoim wystrzało'
wym mężem futbolisłą i dwójką uroczych dzieci - nie wspominając o jej
własnej wspaniałej karierze.
Drzwi windy zamknęły się cicho. Annabelle zobaczyła swoje odbicie w lu
strzanej ścianie i syknęła, załamana. Żakiet z surowego jedwabiu zamienił
się w sflaczałą, zmiętą szmatę, na boku spódnicy widniała smuga brudu,
a ślad szminki na klapie k!uł w oczy jak świecąca bożonarodzeniowa brosz
ka. A co najgorsze, jej włosy, kosmyk po kosmyku, wisiały sztywno wokół
twarzy jak sprężyny łóżka wyrzuconego z okna czynszowej kamienicy i po
zostawionego w zaułku na pastwę rdzy.
Zwykle, kiedy ogarniała ją rozpacz z powodu własnego wyglądu - który
nawet jej matka określała zaledwie jako „przyjemny" - mówiła sobie, że
powinna być wdzięczna przynajmniej za dwoje bardzo ładnych miodowych
oczu, gęste rzęsy, kremową cerę, pomijając oczywiście parę tuzinów pie
gów. Ale żadne pozytywne myślenie nie było w stanie odmienić przerażają
cego obrazu w lustrze windy. Annabelłe zaczęła gorączkowo utykać kosmy
ki włosów za uszy i wygładzać spódnicę, ale drzwi windy otworzyły się,
zanim zdołała choć trochę naprawić szkody.
Jedenasta dziewięć.
z wyciszonym meczem bcjsbolowym na wielkim ekranie. Recepcjonistka
miała krótkie stalowoszare włosy i wąskie wargi. Zerknęła znad okularów
w niebieskich metalowych oprawkach, ogarniając spojrzeniem niechlujną po
stać w drzwiach.
- Słucham panią?
- Annabelle Grangcr. Jestem umówiona z Py... z panem Championem.
Obawiam się, że za bardzo się pani spóźniła, pani Granger.
- Tylko dziesięć minut.
- Pan Champion miał tylko dziesięć minut wolnego czasu na spotkanie
z panią.
Podejrzenia potwierdziły się. Umówił się z nią tylko dlatego, że Molly
nalegała, a on nie chciał zdenerwować żony jednego ze swoich najważniej
szych klientów. Zdesperowana Annabelle spojrzała na ścienny zegar.
- Właściwie spóźniłam się tylko dziewięć minut. Została mi jeszcze mi
nuta.
- Przykro mi. - Recepcjonistka odwróciła się z powrotem do komputera
- Jedna minuta - błagała Annabelle. - Nic proszę o więcej.
- Nic nie mogę zrobić.
Annabelle potrzebowała tego spotkania, i to teraz, natychmiast. Obróciła
się na obcasach i ruszyła w stronę drewnianych drzwi na drugim końcu po
mieszczenia.
- Pani Granger!
Skoczyła w otwierający się przed nią korytarz, gdzie po obu stronach stali
dwaj pracownicy ochrony • jeden z nich zajęty był rozmową z dwójką mło
dych, przejętych czymś mężczyzn w koszulach i pod krawatem. Zignorowa
ła ochroniarzy i ruszyła do drzwi wtopionych w sam środek czarnej ściany,
imponujących, pięknych. Przekręciła gałkę.
Gabinet Pytona miał kolor pieniędzy: nefrytowe, pociągnięte lakierem ścia
ny, gruby dywan o barwie mchu, meble z obiciami w różnych odcieniach
zieleni, podkreślonej krwistymi poduszkami. Za kanapą wisiała cała kolek
cja zdjęć z gazet oraz sportowych pamiątek - obok białej, blaszanej, pozna
czonej rdzą tablicy z wyblakłym napisem
BEAU VISTA.
Bardzo na miejscu,
biorąc pod uwagę ogromne okno na całą ścianę, z którego rozciągał się wi
dok na dalekie jezioro Michigan. Pyton siedział przy zgrabnym biurku
w kształcie litery U; jego fotel z wysokim oparciem odwrócony był w stronę
wodnego pejzażu. Annabelle obrzuciła wzrokiem supernowoczesny kompu
ter stacjonarny, mały laptop BlackBerry i skomplikowany czamy telefon z taką
Zobaczyła przed sobą szklaną ścianę ze złotymi literami:
CHAMPION
-
AGEN
CJA MENEDŻERSKA.
Pospiesznie pokonała wyłożony dywanem korytarz i we
szła przez drzwi z wygiętą metalową poręczą. W recepcji stały skórzane meble
wypoczynkowe, ściany zdobiły oprawione pamiątki sportowe oraz telewizor
10
II
I
i zaczęła klepać w klawiaturę.
liczbą przycisków, że można by nim pilotować jumbo jcia- Profesjonalny
zestaw słuchawkowy leźal porzucony obok aparatu, gdyż pyton rozmawiał
prze* tradycyjny telefon.
- W trzecim roku zarabia się niezłe pieniądze, pod warunkiem że cię wcześ
niej nie uziemią - mówił rześkim, dźwięcznym głosem, ze środkowozachodnim
akcentem. - Wieni, że to ryzyko, ale jeśli podpiszesz kontrakt na rok, będziemy
mogli zagrać na rynku niezależnych agentów. - Zauważyła siłny, opalony nad
garstek, prosty zegarek i długie, zgrabne palce trzymające słuchawkę. - Ale
ostatecznie decyzja nalepy do ciebie, Jamał, Ja mogę ci tylko radzić.
Drzwi za plecami Annabellc otworzyły się gwałtownie i do gabinetu wpa
dła recepcjonistka, z włosami zjeżonymi jak pióra u obrażonej papugi.
- Przepraszam, HcatlL Weszła mimo mojego zakazu.
Pyton obrócił się powoli z fotelem i Annabellc poczuła sic jakby dostała
pięścią w brzuch.
sowaną jasnoniebieską koszulę, która musiała być szyta na zamówienie, skoro
tak dobrze układała się na jego szerokich ramionach i wąskiej talii.
- Widocznie nie potrafi słuchać. - Koszula przylgnęła do imponującej
klatki piersiowej, kiedy poprawi! się w fotelu. Annabellc przypomniała so
bie lekcję biologii z liceum. O pytonach.
Pytony połykają swoją zdobycz w całości. Zaczynając od głowy.
- Mam wezwać ochronę*? - zapylała recepcjonistka.
Znów zwrócił na Annabellc swoje oczy drapieżnika i znów jego spojrze
nie omal jej nie znokautowało. Mimo całego wysiłku, jaki włożył, by zatu
szować swoje prawdziwe oblicz*. spod skóry wciąż wyzierał knajpiany zbir.
- Myślę, że sobie z nią poradzę.
Przez Annabellc przemknęła nagle świadomość własnego ciała, własnej
seksualności - uczucie tak niewłaściwe, tak niepożądane, tak absolutnie nic
na miejscu, że cofając się. wpadła na jeden z foteli. Nigdy nic czuła się do
brze w obecności nadmiernie pewnych siebie mężczyzn, a na tym konkret
nym egzemplarzu po prostu musiała zrobić dobre wrażenie. Przeklęła w du
chu swoją niezdamość. pomięty kostium i włosy.
Molly mówiła jej, że ma być agresywna. „On wywalczył sobie drogę na
szczyt, klienta za klientem. Brutalność i agresja lo jedyne emocje, jakie Hcath
Champion potrafi zrozumieć". Ale Annabellc nic była osobą agresywną z na
tury. Wykorzystywali ją wszyscy, od urzędników w banku po taksówkarzy.
W zeszłym tygodniu przegrała konfrontację z dzicwięciolatkiem, który ob
rzucał jajkami shermana. Nawel jej własna rodzina - przede wszystkim jej
własna rodzina - wchodziła jej na głowę.
A ona miała tego wyżej uszu. Miała dość protekcjonalnego traktowania,
podstępnych łudzi, którzy korzystali zjej dobroci, przykrego uczucia, że jest
do niczego. Jeśli teraz się cofnie, dokąd ją to zaprowadzi? Spojrzała w zielo
ne jak forsa oczy i zrozumiała, że nadszedł czas, by skorzystać z genetyczne
go dziedzictwa Grangerów i zagrać naprawdę ostro.
— Pod moim samochodem leżał trup. - Nic było lo dalekie od prawdy.
Mycha był ciężki jak trup.
Niestety na Pytonie nic zrobiło to wrażenia. Z pewnością był odpowie
dzialny za uśmiercenie tylu ludzi, temat trup zwyczajnie go nudził. Anna
bellc wzięła głęboki oddech.
— Czerwona taśma, zbiegowisko, policja i w ogóle. Przez to się spóźni
łam. Gdyby nic trup, byłabym na czas. A nawet przed czasem. Jestem bardzo
odpowiedzialna. I profesjonalna. Nagłe, tak po prostu, zabrakło jej powic-
. - Nie ma pan nic przeciwko temu, że usiądę?
Miał wygląd twardziela - kwadratowa szczęka, potężne bary; wszystko
w jcgO postaci mówiło, że dochodzi do celu po trupach, że jest arogantem
i prostakiem, który z trudem pojął, co to są dobre maniery. Włosy miał gęste
i krótkie, w intensywnym kolorze - gdzieś pomiędzy skórzanym portfelem
i butelką piwa - nos prosty, brwi ciemne i grube, jedną z nich przecinała
blada szrama. Ze zdecydowanego wyrazu ładnie wykrojonych ust dało się
wyczytać brak tolerancji dla głupców, zamiłowanie do ciężkiej pracy, grani
czące
%
obsesją, i może jeszcze - choć to już była zapewne jej wyobraźnia -
postanowienie bycia właścicielem, i to przed pięćdziesiątką, letniego domu
pod Saint Tropcz, Gdyby nic pewna ulotna niercgularność jego rysów, byłby
piękny nie do wytrzymania. A tak był tylko zwyczajnie zabójczo pr*ystojny.
I czego taki facet mógł chcieć od swatki?
Nic przestając mówić do telefonu, spojrzał na nią- Jego oczy miały kolor
studolarowego banknotu, przypalonego nieco na brzegach.
- Właśnie za to mi płacisz, Jamal. - Ogarnął wzrokiem niechlujny wygląd
Annabclłe i rzucił recepcjonistce twarde spojrzenie. Dziś po południu po
rozmawiam
z
Raycm. Dbaj o lo swoje potężne łapsko. I powiedz Audette, że
poślę jej następną skrzynkę Krug Grandę Cuvec.
- Był pan z nią umówiony na jedenastą - powiedziała recepcjonistka, kie
dy odłożył słuchawkę. - Mówiłam jej. że spóźniła się na spotkanie.
Champion odsunął na bok „pro Football Wecfcly". Dłonie miał szerokie,
paznokcie czyste i schludnie obcięte. Mimo to nic było trudno wyobrazić je
sobie czarne od oleju silnikowego. Zerknęła na granatowy krawat we wzorki,
który prawdopodobnie kosztował więcej niż jej cała kreacja, i idealnie dop3-
12
13
Mam.
- Dziękuję. Opadła na najbliższy fotel.
- Pani naprawdę nic słuchu, co się do pani mówi, prawda?
Słucham?
Przygląda! się jej długą chwilę i w końcu odprawił recepcjonistkę.
- Nic ląc? mnie przez chwilę, Sylvio, chyba że to będzie PHoebc Całebow.
Kobiela wyszła. Pyton westchnął
t
rezygnacją.
Domyślam się. że jest pani przyjaciółką Molly. * Nawet jego zęby bu-
d-iły respekt silne, proste i bardzo białe.
- Znamy się z college'11.
Zabębnił palcami w biurko.
- Nic chcę być nieuprzejmy, ale musi się pani streszczać.
Nie chce być nieuprzejmy? Kogo on zamierza nabrać? Przecież nieuprzej-
mość dodawała mu sił. Wyobraziła go sobie w collcge'u, jak wywiesza za
okno jakiegoś biednego kujona komputerowca albo śmieje 5<ę w twarz za
płakanej dziewczyny, która twierdzi, że jest z nim w ciąży. Wyprostowała się
w fotelu, próbując wyglądać na pewną siebie.
- Jestem Annabelle Grangcr z biura Idealna Pan).
Więc jest pani swatką. - Jego palce stukały o biurko.
- Wolę o sobie mówić „pośredniczka rnatiymoniałna".
- Doprawdy? - Znów przewiercił ją tymi twardymi, dolarowymi oczami.
- Molly mówiła mi, że pani firma nazyw3 się Swatka Myrna, czy tak jakoś.
Poniewczasie zorientowała sic. że przeoczyła ten szczegół w rozmowach
z Molly.
- Biuro Swatka Myrna zostało założone przez moją babkę w lalach sie
demdziesiątych. Zmarła trzy miesiące temu. Od tamtej pory unowocześni
łam je i nadałam (innie nową nazwę odzwierciedlającą, naszą filozofię sper-
soruilizowanych usług dla wybrednych pracowników wyższego szczebla.
Wybacz mi. babciu, ale musiałam to zrobić.
- A właściwie jak duża jest tąpani... firma?
Jeden telefon, jeden komputer, zakurzona babcina szafka
na
teczki i sama
Annabelle.
- Jest niewielka i poręczna. Uważam, że kluczem dn elastyczności jest
zachowanie sylwetki - rzuciła pospiesznie, -1 choć była to firma mojej bab
ki, mam odpowiednie kwalifikacje, by ją dalej poprowadzić. - Jej kwalifika
cje obejmowały tytuł licencjata Wydziału Teatralnego na uniwerku North
western - tytuł, którego nigdy oficjalnie nie używała; krótki epizod w firmie
internetowej, która /bankrutowała; spółkę w sklepie / pamiątkami, który oka-
zał się klapą;
a
ostatnio stanowisku w biurze pośrednictwa pracy, nierentow
nym i nieekonomicznym.
Pyton rozparł się w fotelu.
Przejdę od razu do rzeczy i zaoszczędzę nam obojgu czasu. Mam już
umowę z Portią Powers.
Annabelle była na to przygotowana. Portia Powers prowadziła najbardziej
ekskluzywne biuro matrymonialne w Chicago, Wygrana Partia. Za funda
ment swojej działalności uznała świadczenie usług dla kadry kierowniczej
najwyższego szczebla - wymagających mężczyzn, zbyt zajętych, by mieli
czas szukać wymarzonych żon na odpowiednim poziomic, i dość bogatych,
by pozwolić sobie na jej kosmiczne sławki. Powers była ustosunkowana,
przebojowa i miała opinię bezwzględnej, choć opinia ta pochodziła od jej
konkurencji i mogła wynikać z zawodowej zawiści. Amtubelle nic znała Po
wers osobiście, więc wstrzymywała się od sądów.
- Wiem o pańskiej umowie, ale to nie znaczy, ze nic może pan równic*
skorzystać z usług Idealnej Pary.
Champion spojrzał na mrugające przyciski telefonu. Na jego twarzy malo
wała się coraz większa irytacja.
- A dlaczego miałbym się na 10 zdecydować?
- Dlategu. że będę dla pana pracować ciężej, niż pan sobie potrafi wy
obrazić- I dlatego, że przcdsiawię pana grupie kobiet z głową i osiągnięcia
mi. Kobiet, które nie znudzą pana, kiedy minie czar nowości.
Uniósł brew.
- Tak dobrze mnie pani zna?
- Panic Champion - to chyba nie mogło być jego prawdziwe nazwisko? -
to oczywiste, że jest pan przyzwyczajony do towarzystwa pięknych kobiet
i jestem pewna, że miał pan niezliczone okazje, by się ocenić, Ale nic ożenił
się pan. To mi mówi. że w przyszłej żonie szuka pan czegoś więcej niż tylko
urody.
- I sttdzi pani, źc nic znajdę icgo
t
pomocą Portii Powers.
Annabelle nie uznawała obmawiania konkurencji. Wiedziała jednak, że
Powers będzie go przedstawiać głównie modelkom i bywalczyniom salo
nów.
- Wiem tylko, co ma do zaoferowania Idealna Para, i myślę, że będzie pan
pod wrażeniem.
- Ledwie mam czas na Wygraną Partię. Nie zamierzam pomnażać tej me
nażerii. - Wstał z fotela. Był wysoki, więc chwilę trwało, zanim całkiem się
wyprostował.
!-
15
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wątki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
ISBN-13 for Dummies Special Ed (ISBN - 0555023400), For Dummies E-Book Collection (Revised)
Ikony. Najpiękniejsze ikony w zbiorach polskich E-BOOK, Inne
Imię bestii. Tom 2. Odejście smoka Nik Pierumow e-book, Fantastyka, fantasy
Ian Rowlands - Full Facts Book of Cold Reading, Ultimate Magic eBooks Collection
Identity Violence Religion The Dilemmas of Modern Philosophy of Man - Anna Szklarska e-book, Nauka
Ilustrowany leksykon pisarzy i poetów polskich Monika Spławska-Murmyło E-BOOK, Literatura faktu
Impeding worm epidemics through destination address filtering, Hacking and IT E-Book Dump Release