[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Juliusz VerneIdealne miastoTytuł oryginału francuskiego:Une ville idealeTłumaczenie: Andrzej Zydorczak (2005)Wstęp(pochodzi z wydania broszurowego)Prezentowane niżej opowiadanie zostało wygłoszone w Akademii Nauk, LiteraturyPięknej i Sztuk w Amiens podczas zebrania ogólnego w dniu 12 grudnia 1875 r. Znane jest teżpod fałszywym tytułem, który nigdy nie istniał: Amiens w 2000 roku. Opublikowane zostałopo raz pierwszy przez Miejski Urzšd Kultury w Amiens w roku 1973 (razem z esejem pt.Dwadziecia cztery minuty w balonie) z przypisami Daniela Comp?rea. W tym miejscuwarto zauważyć, że pisarz był radnym miasta Amiens w latach 1888-1904.Tekst ten jest raczej satyrš niż wizjš przyszłoci. Jest to, według Daniela Comp?rea,krytyka miasta takim, jakie było w roku 1875. Wielkš sztukš J. Vernea było to, iż przedstawiłmiasto jak na negatywie jakie fotografii, gdzie wszystkie wartoci zostały odwrócone.Andrzej ZydorczakPanie i Panowie!Pozwólcie mi, Szanowni Państwo, że pominę wszystkie powinnoci cišżšce na PrezesieAkademii w Amiens, przewodniczšcym temu generalnemu zebraniu, i tym razem zastšpięzwyczajowš dyskusję opowiedzeniem przygody, która spotkała mnie osobicie. Tłumaczę się zgóry nie tyle przed swoimi kolegami, którym nigdy nie brakowało życzliwoci dla mej osoby,ile głównie przed Wami, Szanowni Państwo, którzy, być może, zawiedlicie się w swoichoczekiwaniach.Na poczštku ubiegłego miesišca uczestniczyłem w uroczystoci rozdania nagród wgimnazjum1. Tam, nie opuszczajšc swego fotela, prowadzony przez pana profesora Cartaulta2,który został również naszym kolegš, odbyłem spacer po starym Amiens3, tak wspaniale ipoetycznie przedstawionym zręcznym ołówkiem Duthoita4. Z tej wycieczki po małej Wenecjiprzemysłowej, którš na północ od miasta tworzy jedenacie ramion Sommy5, pozostały mibardzo miłe wspomnienia. Wróciłem do siebie, na boulevard Longueville6, zjadłem obiad,położyłem się i natychmiast zasnšłem.Do tego momentu nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło i prawdopodobne było, żetamtego dnia wszyscy prawi ludzie zachowali się w ten sam sposób, co wydaje się dobrympostępowaniem.Jestem przyzwyczajony do wczesnego wstawania. A jednak co, czego nie umiałem sobiewytłumaczyć, sprawiło, że następnego dnia obudziłem się bardzo póno. Jutrzenka wstaławczeniej ode mnie. Musiałem przespać co najmniej piętnacie godzin! Z czego wynikało takdługie spanie? Kładšc się do łóżka, nie wzišłem żadnego rodka nasennego, ani też niezapadłem w sen, czytajšc jakš oficjalnš rozprawę!Cokolwiek by to nie było, kiedy wstałem, minęło już południe. Otworzyłem okno. Nadworze była bardzo ładna pogoda. Byłem głęboko przekonany, że to roda, ale niewštpliwiebyła to niedziela, gdyż na bulwarach kłębił się tłum spacerowiczów. Ubrałem się, raz dwaspożyłem posiłek i wyszedłem z domu.Podczas tego dnia, Szanowni Państwo, musiałem wpadać ze zdumienia w zdumienie7,odwołujšc się do jednej z rzadko stosowanych przez Napoleona I8 gry słów.Zresztš osšdcie to samiZaledwie postawiłem stopę na chodniku, a już zostałem otoczony przez chmarę uliczników,którzy wykrzykiwali:Program konkursu! Tylko piętnacie centymów! Kto chce program?!Wezmę powiedziałem, nie zastanawiajšc się zbytnio nad tym, że ten wydatek można byuznać za nieprzemylany.W rzeczy samej, włanie wczoraj przelałem do kasy urzędu podatkowego znacznš kwotępieniędzy za mój inwentarz osobisty i ruchomoci. Doprawdy, zostałem, tak jak wielu innych,tak bardzo oszacowany ruchomo i osobicie, że cena tego programu mogła doprowadzić mniedo ruiny.Powiedz spytałem jednego z tych młodych nicponi, którzy mnie otaczali właciwie ojaki konkurs chodzi?To Konkurs Regionalny, mój ksišżę! odpowiedział który. Włanie dzisiaj jest jegozakończenie.Po tym stwierdzeniu cała banda rozpierzchła się.Zostałem sam z tym moim księstwem z drugiej ręki, które zresztš kosztowało mnie jedynietrzy sou9.Nie wiedziałem jednak, co to właciwie było ten konkurs regionalny. Jeli nie zawodziłamnie pamięć, to miał się zakończyć przed dwoma miesišcami!10 Było oczywiste, że młodyulicznik oszukał mnie, sprzedajšc stary program.Jakkolwiek by nie było, podszedłem do sprawy filozoficznie i ruszyłem w dalszš drogę.Jakież było moje zdziwienie, kiedy dotarłem na skrzyżowanie z rue Lemerchier11 izobaczyłem, że ulica ta cišgnie się aż do granic widnokręgu!12 Zobaczyłem długie szeregidomów, z których ostatnie ginęły za wyniosłym wzniesieniem! Może byłem w Rzymie, przywejciu na Korso13? Czy to Korso łšczyło jakie nowe bulwary? Czyżby zaledwie w przecišgujednej nocy wyrosła tu, jak jaka skrytopłciowa rolina, wielka dzielnica, ze swoimi gmachamii kociołami?Rzeczywicie tak musiało się stać, ponieważ zobaczyłem omnibusy tak!, omnibusy, liniaF kursujšce pomiędzy Katedrš Marii Panny a Zbiornikami, które, zapchane pasażerami,jechały ulicš!Dalibóg! powiedziałem sam do siebie. Idę spytać się poborcy akcyzy, co to wszystkoma znaczyć!Skierowałem się w stronę mostu, który jeden z naszych starych kolegów tak wspanialeprzerzucił nad torami kolejowymi Towarzystwa Północnego14.Poborca był nieobecny! Dlaczego go nie było? Czy od wczoraj jego posterunek zostałprzeniesiony na nowe obrzeża bulwarów? Dowiem się tego. Jeżeli nie znajdę poborcy napołudniowym krańcu mostu, to z pewnociš spotkam się z pewnym biedakiem, który siedzi napółnocnym końcu mostu, i ten poczciwy człeczyna wszystko mi opowiePoszedłem dalej. Włanie przejeżdżał pocišg, cišgnšc powoli wagony. Maszynistaprzecišgłymi gwizdami wstrzšsał powietrze i z ogłuszajšcym hukiem przeczyszczał cylindry.Czy tylko wzrok mnie mamił, czy też zdawało mi się, że wagony były skonstruowane namodłę amerykańskš, to znaczy posiadały pomosty, pozwalajšce poruszać się podróżnym zjednego końca składu na drugi15? Starałem się odczytać inicjały Towarzystwa, które byłynamalowane na cianach wagonów, ale zamiast litery N, co oznaczało Nord, ujrzałem litery P iF, czyli wskazujšce na Pikardię i Flandrię! Cóż znaczyła ta zamiana liter? Czyżbyprzypadkowo małe towarzystwo wchłonęło większe16? Czyżbymy mieli teraz, wbrewzarzšdzeniom zawartym w przepisach, wagony ogrzewane nawet w padzierniku, kiedy jużrobi się zimno? Czyżby przedziały były wysprzštane i schludne? Czy, jak to było w dawnych,dobrych czasach, przywrócono bilety powrotne pomiędzy Amiens a Paryżem?Takie przede wszystkim przyszły mi na myl korzyci wynikajšce z wchłonięciaTowarzystwa Północnego przez Towarzystwo Pikardii i Flandrii! Jednak nie byłem w staniezaprzštać sobie głowy tymi szczegółami wobec jednej, nieprawdopodobnej sprawy! Pobiegłemdo końca mostuŻebraka nie było! Nie było tam człowieka bez nóg, z długš, białš brodš, uchylajšcegokapelusza z szybkociš pięćdziesišt razy na minutę.Moi Państwo, uwierzyłbym we wszystko tak, we wszystko! tylko nie w zniknięcie tegodobrotliwego biedaka! Jego osoba stanowiła istotnš częć mostu! Dlaczego nie było go nazwykłym miejscu? Teraz znajdowały się tutaj podwójne kręcone schody, zastępujšce koziecieżki, którymi można było dojć do ogrodów. Patrzšc na ten tłum ludzi schodzšcych iwchodzšcych po schodach, można było sobie wyobrazić, jak wielkie przychody mógłbyosišgnšć mój żebrak!Moneta, którš zamierzałem wrzucić do jego kapelusza, wypadła mi z ręki. Dotykajšc ziemi,sou wydało metaliczny dwięk, jakby uderzyło o jakie twarde ciało, a nie w miękkie podłożebulwaru!Spojrzałem w tę stronę. Jaka szosa, wybrukowana porfirowymi17 kostkami, przecinała wpoprzek deptak!Co za zmiany! Czyż ten zakštek Amiens nie zasługiwał bardziej na nazwę małejLutecji?18 Jak to!? W czasie pory dżdżystej można było tędy przejć, nie grzęznšc po łydki wbłocie? Nie trzeba już było brnšć w tej gliniastej mazi, tak znienawidzonej przez mieszkańcówHenriville19?Z wielkš przyjemnociš stšpałem po tym miejskim bruku, zastanawiajšc się, czyprzypadkiem z dniem wczorajszym minister robót publicznych nie mianował nowych merówmiast.Lecz to nie wszystko! Tego dnia bulwary zostały wreszcie zroszone wodš o rozsšdnejporze ani zbyt wczenie, ani zbyt póno bowiem w chwili napływu spacerowiczów nietworzyły się tumany kurzu, ani też nie trzeba było chodzić po rozlewajšcej się wodzie. Takżeboczne aleje, pokryte asfaltem, podobnie jak Pola Elizejskie w Paryżu, stanowiły przyjemnepodłoże dla stóp. A ile tu było podwójnych ławek z oparciami, rozmieszczonych pomiędzydrzewami! Ławki te nie były niszczone z takš swobodš i bezceremonialnociš przez dzieci iniańki. Co dziesięć kroków kandelabry z bršzu dwigały gustowne latarnie, sięgajšce swoimwiatłem listowia lip i kasztanów!Wielki Boże zawołałem. Jeżeli te promenady sš zarówno tak dobrze owietlone jak iutrzymywane w porzšdku, jeżeli zamiast dawniejszych żółtawych gazowych ogarków błyszczšteraz gwiazdy pierwszej wielkoci, to możliwe, że wszystko idzie ku lepszemu w tymnajlepszym z miast!Na bulwarach panował ogromny ruch. Wspaniałe powozy, jedne kierowane na sposóbDaumonta20, inne powożone z wielkš pompš, toczyły się po jezdni. Miałem pewne kłopoty zprzejciem na drugš stronę. Była jednak dziwna rzecz nie potrafiłem nikogo rozpoznaćspomiędzy urzędników, kupców, adwokatów, lekarzy, notariuszy, z którymi z przyjemnocišspotykałem się na koncertach. Nie poznawałem żadnego z oficerów, którzy z pewnociš niesłużyli w 72 czy 324 pułku i nosili czaka o jakim nowym wzorze. Nie ujrzałem żadnejznajomej twarzy wród pań, swobodnie siedzšcych na resorowych ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mirabelkowy.keep.pl