[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Anna HorowskaId�, zamykaj�c oczy...Autorka pisze o sobie:Nazywam si� Anna Horowska. Nazwisko, jak dot�d, skutecznie zast�puje jakiekolwiek ksywki, wi�c daruj� sobie przedstawianie si� japonizuj�cym nickiem.Rocznik 1982. Rocznik ten by� dobry, jak mawia pewien ��dzki ekonomista, dla win. Wi�kszo�� czasu zajmuje mi studiowanie wszystkich tych temat�w, kt�re nie wi��� si� z wybranym kierunkiem kszta�cenia. Gdyby policzy� - fantastyka wszelkiego rodzaju i literatura inna, film, komiks (z akcentem na japo�ski, ale za to z ba�wochwalczym uwielbieniem dla komiksu europejskiego), rysunek praktykowany rozpaczliwie i z desperacj�. W pisaniu - beznadziejnie pragn�ca osi�gn�� poziom i lekko�� pi�ra pani Kossakowskiej. W podej�ciu do �ycia - optysemistka - nadziej� na lepsze jutro czerpi�ca z pesymistycznej oceny rzeczywisto�ci.Tekst powsta� do�� dawno temu z pomys�u na komiks, kt�ry zreszt� nadal usi�uje si� narodzi� z kilku nieudolnych szkic�w, co udaje mu si� raczej �rednio. Pomys� na komiks narodzi� si� za� na wyk�adach dotycz�cych teorii transakcji mi�dzynarodowych, kiedy to - na wp� �pi�c i przeklinaj�c monotonny g�os wyk�adowcy - narysowa�am "bab� z mieczem". Baba by�a niska. Miecz pot�ny. Na zastrze�enia kole�anek, brzmi�ce mniej wi�cej: "ona tego nie ud�wignie" odpowiedzia�am "Ud�wignie. Ma wspomaganie w r�kach". I tym samym powo�a�am do niepe�nego i kr�tkiego �ycia bohaterk� tego tekstu, Reik�. Nie mam poj�cia, czy to si� mo�e podoba�. Je�eli jakim� cudem trafi w gust Szanownych Redaktor�w (oby Bogowie Ich b�ogos�awili za cierpliwo��), by�abym bardzo szcz�liwa. Acha... poj�cia nie mam, co oznacza imi� Reika. Pozostaje modli� si�, aby nie by� to jaki� wschodni wulgaryzm.Pozdrawiam. Szczeg�lnie czytaj�cego, za podziwu godn� wytrzyma�o��.Czerwone latarnie s�abo migota�y w zapadaj�cym niepostrze�enie zmroku. Neony �arzy�y si� toksycznym, zielonym blaskiem. T�um wype�niaj�cy ulice oddawa� si� odwiecznym rozrywkom t�umu. Handlarze narkotyk�w starali si� zarobi� jak najwi�cej na spragnionej wra�e� m�odzie�y z dobrych dom�w, kieszonkowcy patroszyli portfele przechodni�w, jaskrawo umalowane kobiety sprzedawa�y tani� rozkosz, oblane md�ym �wiat�em latar�, nadgorliwi niewolnicy wielkich korporacji szybkim krokiem zmierzali do dom�w, maj�c nadziej�, �e dotr� tam �ywi. A gdzie� wysoko ponad ich g�owami, w wie�cz�cym miasto budynku korporacji Sigma, ich �wiat zmierza� ku ko�cowi.Czer�. Jest we mnie, p�ynie przeze mnie, daje si��. Czer�. Karmi si� gniewem, karmi si� strachem. Karmi si� b�lem. Ro�nie. Czer� pulsuje doko�a, szarpie nerwy, niszczy. Czer� t�umi krzyki umieraj�cych. Jest wszystkim, jest niczym, jest mn�. Jestem czerni�. Jestem chaosem. Jestem waszym ko�cem.Zamach, ci�cie mieczem. Holo wy�wietlane przez Anio�a informuje o sile uderzenia. W powietrzu l�ni� litery, sk�adaj�ce si� w s�owa CRITICAL DAMAGE. Niewa�ne. Nast�pny. Nast�pny. Nast�pny. Krew tryska na �ciany. Obwody Anio�a jak szalone przeliczaj� strugi danych. CRITICAL. CRITICAL. CRITICAL. Przesta�a ju� liczy� zabitych. Nie zrezygnuj�. Musz� broni� korporacji za wszelk� cen�. Ona te� nie zrezygnuje. Przed oczyma eksploduj� snopy iskier. Miotacze impulsowe. Boj� si�. S�dz�, �e to j� zatrzyma. By� mo�e daliby jej rad� godzin�, p� godziny temu. Ale nie teraz. Bariera rozwija si� automatycznie, prawie bez dzia�u woli. Energetyczne pociski nikn� z cichym sykiem, wch�aniane przez jej pole grawitacyjne. Reika u�miecha si� zimno. Tak �atwo odbiera� �ycie. Zemsta cieszy czer�. Czer�, kt�ra spowija j� ca��, za�miewa wzrok, g�uszy uczucia. Czer�, kt�ra j� prowadzi. Wci�� dalej i dalej, ku kresowi.Kiedy ponad pi��dziesi�t lat temu po okupionym wielkimi ofiarami, ale w og�lnym rozrachunku zako�czonym sukcesem programie "Biosphere" ruszy�a pe�na kolonizacja Marsa, wszyscy chcieli tutaj przylecie�. Emigracja z Ziemi przybra�a pocz�tkowo niespodziewane rozmiary, przeludniona planeta wr�cz wymiotowa�a lud�mi, wyrzuca�a ich z siebie w nadziei na odrodzenie, kt�re nie mia�o nigdy nast�pi�. Ale nadzieja zast�powa�a logik�. Mars ka�demu wydawa� si� rajem. Do chwili l�dowania. Jednak emigranci pokochali to niego�cinne miejsce mimo niskich temperatur, obszar�w "rozrzedzonej atmosfery" i wciskaj�cego si� wsz�dzie py�u. Kochaliby je do dzi�, gdyby za pierwsz� fal� kolonizator�w nie posz�y kolejne. Jako drudzy na Marsa przybyli oszu�ci, z�odzieje, alfonsi wraz z pracownicami, niewyp�acalni d�u�nicy, mordercy - wszyscy ci, kt�rzy na Ziemi nie mieli przed sob� �adnej innej perspektywy opr�cz d�ugoletniego wi�zienia. Oni te� szukali swojej szansy. Jednak ci te� nie byli najgorsi, dop�ki nie wchodzi�o im si� w drog�. Osadnicy pozwalali im �y� obok siebie i w spokoju prowadzi� szemrane interesy, a ci w zamian dawali spok�j osadnikom. Do czasu. Jako trzecie na Marsa przyby�y korporacje. Rozpocz�a si� walka o ekonomiczn� dominacj� nad nowymi terenami. Ten, kto podporz�dkowa�by sobie gospodark� w�a�nie powstaj�cych miast, faktycznie rz�dzi�by planet�. Korporacje, jak psy nad och�apem mi�sa, zacz�y si� nawzajem k�sa� w nadziei, �e wygryz� jak najwi�cej, zanim same zostan� wygryzione. I wtedy Mars naprawd� sta� si� drug� Ziemi�.Czer� mieni si� t�cz� odcieni. �piewa rozszala�ym pulsem, szumem krwi w uszach. Czer� idzie za mn� krok w krok, koj�cym ch�odem sp�ywa po rozpalonej sk�rze. Czer� po�era ich, nienasycona i okrutna, wo�aj�c wci�� o wi�cej. �wiat tonie w szkar�acie. Niknie w zgie�ku i huku eksploduj�cych pocisk�w.Korytarzami budynku Sigma Corp. idzie dziewczyna. Idzie szybko, z zamkni�tymi oczami, z u�miechem na ustach. Powinni powstrzyma� j� bez trudu. W ostateczno�ci bez wysi�ku zabi�. Dlaczego wi�c nie mog�? Dlaczego to ona ich zabija?Pocz�tkowo finansowe giganty nie interesowa�y si� ja�ow�, pust� planet�. Do czasu odkrycia chalcedonitu. Kamie� przypomina� ziemski chalcedon. L�ni� mlecznym blaskiem i �adnie wygl�da� w towarzystwie srebra na damskich szyjach. Od ziemskiej odmiany r�ni�a go tylko jedna w�asno��. Chalcedonit, raz pobudzony impulsem elektrycznym, zaczyna� generowa� pot�ne pole energetyczne, co czyni�o go wr�cz idealnym �r�d�em zasilania wszelkich urz�dze�. W perspektywie wyczerpywania si� z�� konwencjonalnych �r�de� energii, chalcedonit sta� si� rozwi�zaniem. I �y�� z�ota dla tego, kto pierwszy zmonopolizuje jego wydobycie i dystrybucj�. Korporacje szybko zrozumia�y, �e Mars jest im potrzebny. Tak jak �yciodajny kamie� ukryty pod jego powierzchni�.Czer� krzyczy, �mieje si� w euforii. Anio� zach�annie ch�epcze krew zabijanych. Czerwone strumyki nie maj� czasu zaschn�� na ostrzu. Bariera poch�ania energi� wci�� lec�cych w ni� pocisk�w. Krok za krokiem g��biej w trzewia Lewiatana, dalej w ciemno��, schodami w d�, do piek�a. Reika biegnie otoczona migocz�cymi skrawkami pola grawitacyjnego. Nikt jej nie zatrzyma. Nikt. "Id�", powtarza czer�. "Nikt nie mo�e ci� zatrzyma�". Marmurowe �ciany korytarzy, kt�re za sob� zostawi�a, pokrywaj� rdzawe smugi. Posadzki, sufity, lustra, wszystko osmalone, potrzaskane, wymazane szkar�atem. I to, co niedawno jeszcze by�o prywatn� armi� korporacji. Ludzie. Krwawe strz�py rozsmarowane na bia�ym kamieniu.- Rze�nia, szefie.- Rze�nia... - Robert Owen, �owca na us�ugach Sigma Corp., kiwa g�ow�, przypalaj�c papierosa. Mimo wielokrotnie powtarzanej terapii, na��g pozosta�. Pomaga w sytuacjach takich, jak ta. Spogl�da na asystuj�cego mu m�odzika. Dzieciak mo�e mie� z osiemna�cie, dziewi�tna�cie lat, nie wi�cej. I wszystko wskazuje na to, �e zaraz b�dzie rzyga�. Owen wzdycha zrezygnowany. "Wra�liwa m�odzie�", my�li cynicznie, przypominaj�c sobie, �e dziewczyna, kt�ra urz�dzi�a im t� jatk�, jeszcze nie sko�czy�a siedemnastu.- Ale... czym?- Mieczem - �owca czuje zniecierpliwienie. Nie ma teraz czasu na wyja�nienia. Mogliby to za�atwia� w Centrum, podczas szkolenia.- Szefie? Mieczem? W dwudziestym drugim wieku?- A widzia�e� jej miecz? - Owen wsiada do windy. Ostatnie pytanie praktykanta utwierdzi�o go w przekonaniu, �e dzieciak jest mi�sem armatnim korporacji. Odci�gnie uwag� dziewczyny, �eby on m�g� j� schwyta�. Biedny smarkacz. Owen spogl�da na trz�s�cego si� obok ch�opaka.- S�uchaj, jak ty w�a�ciwie masz na imi�?- Michael... - Zapytany patrzy zdziwiony na nowo przydzielonego prze�o�onego.- Michael... jak?- O'Brien. Ale po co to panu?- Chc� wiedzie�, czyjego grobu mam jutro szuka�. - Owen gasi papierosa o bia�� scian� windy. I prawie natychmiast s�yszy g�os upominaj�cy "przest�pc�w niszcz�cych mienie firmy". Standard. Irytacja narasta. A dzieciak obok niego z trudem trzyma si� na nogach. Owen wrusza ramionami. Chyba przesadzi� z tym �artem.- Szkot?- S�ucham? - Ch�opak jest wyra�nie zaskoczony kolejnym pytaniem.- Pyta�em, czy jeste� Szkotem. - Owen nie lubi przyt�aczaj�cej ciszy. Ka�dy ma swoje demony. Jego demonem jest milczenie. Nie lubi go, chocia� z natury jest ma�om�wny. Chyba uraz ze szko�y. Zawsze musieli go pyta� wtedy, kiedy niczego nie umia�. U�miecha si� pod nosem.- To jak, jeste� tym Szkotem czy nie?- W po�owie Irlandczykiem, szefie.- A tak, racja. Irlandczyk. Wiedzia�em, �e to tamte okolice. - Ch�opak wygl�da troch� lepiej. Istnieje szansa, �e nie zemdleje ani nie dostanie ataku paniki, jak tylko j� zobaczy. Owen w zamy�leniu trze brod�. Do tej pory smarkula musi wygl�da� jak potw�r. O'Brien wci�ni�ty w k�t pomieszczenia usi�uje zapomnie� to, co zobaczy� na dole. Mimo uprzednich wysi�k�w �owcy zn�w zalega m�cz�ca cisza. Winda bezszelestnie wznosi si� ku ostatnim pi�trom budynku.Uci��liw�, podjazdow�, trwaj�c� ponad dziesi�� lat wojn� o ekonomiczn� dominacj� wygra�a Sigma Corp. Na Ziemi nie uda�o im si� pokona� obecnej na globalnym rynku od dw�ch stuleci pot�nej keiretsu1 ZEN, sp�ki rodzinnej przypominaj�cej wewn�trznymi uk�adami bizanty�ski dw�r cesarski, ale Mars sta� przed ��dn� sukces�w Sigm� otworem. Po opanowaniu najwa�niejszych o�rodk�w wydobycia chalcedonitu w r�kach Sigmy znalaz�a si� faktycznie ca�a energetyka planety. Kamie� by� ta�szy w eksploa...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
WÄ…tki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
Impressionists and Impressionism (Art Ebook), ART EBOOKS
Imperial Japan - (William P. Litynski), ebooks, japan, history
Iain Moran - Eyes Wide Open - Lecture Notes, Ultimate Magic eBooks Collection
Ian Rowlands - Full Facts Book of Cold Reading, Ultimate Magic eBooks Collection
Il libro che la tua chiesa non ti farebbe mai leggere a cura di Tim C. Leedom & Maria Murdy, ebooks