[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Anna Jończyk, muzykologia, rok III

Ignacy Jan Paderewski –

pianista, kompozytor, pedagog, polityk.

Paderewski – postać wielka na miarę bohatera eposu, samotny zawsze pośród swego świata; napisać bajkowe dzieje jego życia – co byłoby ich ukoronowaniem, zebrać razem bogate, rozrzucone kłosy, by otrzymać żniwo w postaci pełnego, dojrzałego ziarna, żeby mogło na nowo odżyć – to było moje postanowienie i moja nadzieja.

Urodzony 6 listopada 1860 w Kuryłówce na Podolu, zmarł 29 czerwca 1941 w Nowym Jorku. Człowiek o niezwykłej osobowości i ogromnym sercu. Od dzieciństwa nie było mu lekko – matka zmarła niedługo po jego urodzeniu, przez rok pozbawiony był ojcowskiej opieki, kiedy Jan Paderewski został ukarany więzieniem za pomoc powstańcom w 1863 roku. Umuzykalniony, ćwiczył z siostrą Antoniną duety na fortepianie, sam zaś lubił improwizować. Jedynym nauczycielem w początkowym etapie nauki, który wniósł coś istotnego w rozwój Ignacego był Michał Babiński. Dzięki niemu zdobyłem gruntowną znajomość historii Polski, on też podsycał i utwierdzał mój gorący patriotyzm.

Poważna nauka rozpoczęła się wraz z przyjęciem 12-letniego Paderewskiego do Instytutu Muzycznego w Warszawie. Gry na fortepianie uczył się pod kierunkiem Józefa Śliwińskiego, Rudolfa Strobla, Juliusza Janothy i Pawła Schlözera. Teorię wykładał mu Gustaw Rogulski. Profesorowie nie wróżyli Ignacemu wielkiej kariery, a porywczy
i emocjonalny chłopiec w końcu został dyscyplinarnie wyrzucony z uczelni. Niedługo po tym udało się go przywrócić na studia i będąc na 3 roku, uzyskał dyplom zakończenia studiów
z najwyższą oceną.

Paderewski nie miał pieniędzy, aby studiować za granicą, więc podjął pracę
w warszawskim konserwatorium. Pod jego kierunkiem kształcili się studenci klas wyższych, odnosząc coraz większe sukcesy. Sam Paderewski mówił: Zdaje się, że byłem całkiem dobrym nauczycielem, ale uczyć nie lubię. Wolę raczej dać dziesięć koncertów niż jedną lekcję! Mimo to, trudna sytuacja finansowa w późniejszych latach, zmusiła go do podjęcia pracy
w roli pedagoga, tym razem w Strasburgu. Czas ten był dla Paderewskiego niezwykle trudny
i pracowity. Niewielkie wynagrodzenie z konserwatorium zmusiło go do udzielania lekcji prywatnych. Oprócz nauczania zobowiązał się do koncertowania, co dawało mu nie tylko ogromną satysfakcję, ale również bardzo męczyło i obciążało fizycznie oraz psychicznie. Po roku pracy w Strasburgu, powrócił do Warszawy w 1886.

Cofając się kilka lat, należy wspomnieć o życiu rodzinnym Paderewskiego. Otóż zafascynowany i zakochany w studentce Antoninie Korsakównie, poślubił ją w 1880. Niestety, zmarła kilka dni po urodzeniu syna Alfreda w tym samym roku. W pamiętniku młodego wdowca czytamy: Po śmierci żony zdałem sobie sprawę, że w Warszawie poza karierą nauczyciela nie ma dla mnie żadnych widoków. Wobec tego zdecydowałem się jechać do Berlina.

Lata 1881-84 były naznaczone ciągłymi wyjazdami Berlin - Warszawa - Berlin – Zakopane - Wiedeń. W Berlinie, w domu wydawcy H. Bocka, Paderewski poznał m.in. Ryszarda Straussa, Antoniego Rubinsteina, Józefa Joachima, Pablo Sarasate (hiszpański skrzypek) czy kompozytora Ludwika Grossmana. Wszystkie te znajomości wywarły na niego ogromny wpływ. Sam pobyt w Niemczech unaocznił mu wrogość i pogardę Niemców wobec podbitych narodów. 

Po powrocie do kraju przebywał w Zakopanem u Tytusa Chałubińskiego, który zapoznał go z Heleną Modrzejewską, wielką artystką sceny polskiej i amerykańskiej, prywatnie matką chrzestną Witkacego. To spotkanie zostawiło na Paderewskim niezatarty ślad i stanowiło punkt zwrotny w muzycznych planach. Modrzejewska namówiła go do podjęcia drogi pianistycznej i od razu zaoferowała pomoc w postaci wspólnego koncertu w Krakowie. Odbył się on 3 października 1884 r., w Hotelu Saskim. Zwieńczony ogromnym sukcesem, pozwolił młodemu pianiście wyjechać do Wiednia na studia do Teodora Leszetyckiego. Nowy nauczyciel próbował zniechęcić 24-letniego Paderewskiego do podjęcia drogi pianistycznej, tłumacząc, że jest na to za późno. Lecz ten zaznawszy szczęścia płynącego z koncertowania i czując w sobie wielką zdolność do gry, na przekór wszystkiemu i wszystkim dalej się uczył. U mistrza Leszetyckiego wziął zaledwie kilka lekcji, ale każda z nich była dla młodego pianisty niezwykle cenna. Wrodzone zdolności techniczne, wyczucie barwy instrumentu czy nawet wyczucie w użyciu pedału, nie mogły obejść się bez podstawowego warsztatu pianistycznego, a tego właśnie nauczył Paderewskiego Leszetycki. Po pierwszym wysłuchaniu nowego ucznia powiedział: Ma pan wiele zalet jako pianista. Ma pan też wrodzone poczucie techniki, ale ileż jeszcze braków.
W każdym razie posiada pan najważniejszą zaletę pianisty: dźwięk. Pomimo że nie studiował pan, wie pan, jak i kiedy go zmieniać i jak za pomocą własnych palców wyrażać najróżniejsze uczucia. I także jedna jeszcze rzecz zwraca u pana uwagę – to odpowiednie posługiwanie się pedałem. Wyjątkowo bowiem się zdarza, żeby ktoś, kto nie studiował poważnie gry na fortepianie, zdawał sobie tak dobrze sprawę z ogromnej doniosłości odpowiedniego używania pedałów. Jak widzę, jest pan rzeczywiście muzykiem, i ten wrodzony instynkt muzyczny doprowadził pana do tak poprawnego posługiwania się tym najważniejszym środkiem ekspresji w grze, jakim jest pedał. Obawiam się jednak, że za wiele trudności miałby pan ze swoimi palcami, którym brak jakiejkolwiek dyscypliny!. Niejednego taka opinia zniechęciłaby do dalszej nauki, zwłaszcza że niejednokrotnie Paderewski miał wysłuchiwać takich słów. Nie był to jednak człowiek, który dla własnej wygody i spokoju rezygnuje z marzeń. Dlatego z pokorą ćwiczył palcówki, zaczynał od najprostszych wprawek, doprowadzając z czasem swoją technikę do wymaganego poziomu. Mimo to, błędy wciąż się zdarzały jednak Leszetycki nauczył Paderewskiego bardzo ważnej, jeśli nie najważniejszej rzeczy – jak się uczyć.

Po epizodzie w Strasburgu, o którym była mowa wcześniej, Paderewski na zawsze zarzucił pracę nauczyciela. Edward Krentopf, producent fortepianów, u którego niegdyś Paderewski mieszkał i z którym się przyjaźnił, umożliwił mu wyjazd do Leszetyckiego. Od tego czasu jego kariera pianistyczna zaczęła się intensywnie rozwijać. Koncertował
w Wiedniu, Paryżu, Brukseli, Liege, Antwerpii, Lyonie, Bordeaux, Nantes i Tours. Był to czas bardzo pracowity, bo prócz nieustannego doskonalenia swej gry, koncertowania i komponowania, Paderewski  dużo czytał i żywo interesował się polityką. Sukcesy trzech kolejnych sezonów koncertowych roku 1890 w Paryżu pozwoliły Paderewskiemu na sprowadzenie z Polski niepełnosprawnego syna. Aby mieć jakąś „przystań”, wynajął mieszkanko przy avenue Victor Hugo i utrzymywał je do 1906 roku. Okres paryski był udany również pod względem towarzyskim. Paderewski poznał Charlesa Gounoda, Camille’a Saint-Saënsa, Gabriela Fauré, Masseneta, Karola Marię Widora czy Vincenta d’Indy. Miał okazję prezentować im swoje nowe kompozycje i zawsze spotykał się z ogromnym zainteresowaniem i życzliwością. A dorobek kompozytorski już wtedy miał znaczący. Wystarczy wspomnieć Koncert fortepianowy a-moll (pisany w latach 1884-89) chętnie wykonywany na koncertach przez żonę Leszetyckiego, Anette Jesipow. Henryk Opieński pisał o nim: To młodzieńcze dzieło dedykowane mistrzowi Leszetyckiemu, od dłuższego czasu zajmowało honorowe miejsce między fortepianowymi i orkiestrowymi działami końca ubiegłego stulecia. Jest ono odmienne – jeśli chodzi o konstrukcję – od koncertów epoki romantycznej i posiada swój indywidualny styl. Główny motyw, charakterystyczny w swej rytmice, stanowi podstawę tematyczną pierwszego Allegra, następnie motyw poboczny,
o nastroju wysoce subtelnym a tak Paderewskiemu właściwym, przypomina echa pieśni ludowej(…) Część druga koncertu, Romans, utrzymana jest w charakterze pieśni w trzech częściach pomyślanych nadzwyczaj poetycznie (…) Część trzecia koncertu rozpoczyna się tematem pełnym rozmachu i fantazji, rozwijającym się z werwą i swobodą do punktu,
w którym jako kontrast odzywa się uroczysty chorał, użyty następnie nadzwyczaj efektownie
w zakończeniu.

Po sukcesach w Wiedniu i Paryżu nadszedł czas na recitale w Londynie. Impresariem Paderewskiego w tym czasie był Daniel Mayer, który nieświadomie popełnił faux pas. Otóż „zareklamował” on artystę jako „Lwa Paryża”, co uchodziło za reklamę niestosowną i tym sposobem pierwsze koncerty wykonane były dla niemalże pustej publiczności. Szczęśliwie był to wysokiej klasy pianista i mimo pierwszych niepowodzeń i nie całkiem przychylnych recenzji, wkrótce osiągnął sukces. Podczas kolejnego sezonu koncertowego w Londynie (1891) poznał wiele osobistości z Ameryki oraz dostąpił zaszczytu grania przed królową Wiktorią w Windsorze. Otworzyło mu to drogę do Stanów Zjednoczonych, o czym będzie mowa za chwilę.

W tym samym roku (1890) Paderewski odbył tournée po Niemczech. Życzliwie
i entuzjastycznie przyjmowany przez publiczność hamburską, frankfurcką i drezdeńską, dostąpił również zaszczytu występowania przed królową rumuńską Carmen Silvą. Za wielkim talentem niestety zawsze snuje się zawiść i nieprzychylność ludzka, więc i tutaj spotkała Paderewskiego nieprzyjemność. Otóż po udanym koncercie w Berlinie do pianisty zgłosił się Herman Wolff, sławny impresario, który rok wcześniej zignorował prośbę Paderewskiego
o zajęcie się jego koncertami. Zachwycony powodzeniem młodego wirtuoza, zaproponował mu swój impresariat, lecz ten odmówił, chcąc być lojalnym wobec swego, nie tak znanego, ale uczciwego impresaria Mayera. Po tym spotkaniu kolejny koncert Paderewski skończył się całkowitym niepowodzeniem, a to z powodu dyrygenta, Hansa Bülowa, który początkowo zachwycony pianistą, po jego odmowie Wolffowi tak źle prowadził orkiestrę, że występ zakończył się całkowitym fiaskiem. Trudno było to zrozumieć prostolinijnemu i zawsze wyrozumiałemu Paderewskiemu. Po tym przykrym zdarzeniu i prasowych atakach, Berlin już nigdy nie miał przyjemności słuchania jego gry.

W roku 1891 rozpoczyna się kariera Paderewskiego w Stanach Zjednoczonych. Ciężka praca i wytrwałość zaowocowały niebywałym sukcesem. Wystarczy wspomnieć, że
w jednym sezonie od października 1891 do marca 1892, w ciągu 130 dni dał 109 koncertów. Niestety Paderewski przepłacił to ciężką kontuzją ramienia i palca. Gdy się rozpoczyna karierę, wykonanie każdego koncertu musi być bezwzględnie poprawne. Ale za tę poprawność trzeba drogo płacić. Oznacza ona bezustanne i ciągłe ćwiczenia – w owym czasie zdarzało mi się pracować po siedemnaście godzin na dobę. Jedną godzinę przeznaczałem na posiłki,
a sześć na sen. Była to ciężka praca, a skutki tych nadludzkich wysiłków odczuwałem nie tylko wtedy, ale i kilkadziesiąt lat później, a szczerze mówiąc – odczuwam i dziś jeszcze.
Uszkodzenie ścięgien i nadwyrężenie było tak silne, że Paderewski z ogromnym żalem zaczął myśleć o niechybnym zakończeniu kariery, lecz zupełnie nie wyobrażał sobie życia bez gry na fortepianie. Jeszcze dużo czasu minęło zanim trafił na masażystę, który prostymi zabiegami poprawił stan jego ramienia, a zalecone ćwiczenia gimnastyczne, mające przywrócić sprawność sztywnego palca, przyniosły rzeczywistą ulgę i poprawę.

Publiczność, w dużej mierze polonijna, uwielbiała młodego Polaka. Ten nie tylko żywo interesował się jej sprawami, ale także wspomagał finansowo różne przedsięwzięcia, np. na budowę pomnika Kościuszki w Chicago przeznaczył 500 dolarów. Ważna dla Paderewskiego była obecność Heleny Modrzejewskiej, przyjaciółki z Zakopanego, która wprowadziła go w amerykański i polonijny świat. Tutaj rozpoczyna się jego aktywność na rzecz promowania polskiej kultury i ukorzenianie w powszechnej świadomości poczucia, że Polska, mimo nieobecności na mapie Europy, nadal tworzy wysoką kulturę i poprzez nią ciągle istnieje.

Paderewski miał niewątpliwy urok osobisty, dzięki któremu szybko zjednywał sobie ludzi i zawierał nowe znajomości. Już pierwsze koncerty w USA zaowocowały ciekawymi kontaktami wśród krytyków muzycznych (takich jak William Henderson („The Times”), Philipe Hale (“The Boston Herald”), Richard Aldrick, William Apthorp (“The Transcript”), William Hubbart (“The Tribune”), Henry T. Finck (“The Evening Post)), pisarzy (np. Mark Twain) i elity amerykańskiej. Wszystko to w pozytywny sposób rzutowało na jego postrzeganie Ameryki i Amerykanów, choć zauważał też szare strony ten części świata. Obok idealizmu, mocno rozwiniętej demokracji, którą podziwiał, widział ciągłą pogoń za pieniądzem i silnie posuniętą destrukcję środowiska naturalnego. Było to jednakże miejsce gdzie czuł się dobrze i zawsze chętnie przyjeżdżał.

Mimo kontuzji, Paderewski dalej koncertował i sezon 1892 spędził w Londynie. Warto w tym miejscu wspomnieć o zawartych przez niego w tym czasie przyjaźniach. Byli to ludzie przeważnie związani z polityką: m.in. Herbert Asquith – liberał, członek Parlamentu, Artur James Balfour, państwo Lewis. Stosunki z mężami stanu miały dla mnie dużą wartość, gdyż w głębi serca marzyłem zawsze o możliwości przysłużenia się ojczyźnie, a przyjaźń z tymi mądrymi ludźmi wzbogacała moją wiedzę o polityce. Bardzo szczęśliwy to dla mnie traf, że miałem sposobność poznawać ich w wielu krajach, a szczególnie w Anglii, przed i podczas wojny.

Kolejne koncerty odbywały się we Francji, Nowym Jorku, Chicago, gdzie 33-letni pianista był zawsze gorąco witany. 8 kwietnia 1893 Paderewski miał swoje publiczne wystąpienie, porównując w nim demokrację amerykańską i rządy caratu. Uwidoczniły się
w ten sposób jego nadzieje na zainteresowanie opinii amerykańskiej sprawą polską, ale oprócz gorących dyskusji w gronie rodaków, nic nie osiągnął. W lecie odpoczywa
w Normandii, przebywając z synem i komponując. Powstaje w tym czasie Fantazja polska op.19, o której H. Opieński pisał: W chwili żywiołowego natchnienia, jakby od jednego zamachu powstałą wydaje się Fantazja op. 19, wiadomo jednakże, jak często wrażenie takie sprzeczne jest z rzeczywistością. Jakkolwiek tu jednak było, widać, że motywy, bogate inwencje, pełne rozmachu i szczerości, płyną z nieprzebranego źródła, wirtuozowska zaś oprawa porywa słuchacza w jakiś wir zawrotny przedziwnie użytych rytmów i bogactwa kolorytu orkiestralnego. W różnych częściach świata przyjmowano ją w odmienny sposób, np. we Francji spotkała się z niechęcią i dezaprobatą, w Ameryce zaś doceniono, ponieważ pozwala ona nam zajrzeć głębiej w życie narodu, które tak długo było zakryte przed światem przez ucisk polityczny.

Sukcesy na polu muzyki dały mu podstawę do rozwoju działalności społecznej, do wspierania dziesiątek organizacji i instytucji charytatywnych, oświatowych, kulturalnych
i naukowych w kraju i na świecie. Pomagał m.in. założyć gazetę polską w Detroit, dał fundusze na budowę pomnika Kościuszki w Chicago i pomnik Bitwy pod Grunwaldem w Krakowie. Wspierał inicjatywy kulturalne w miastach polskich i środowiskach polonijnych.
W Warszawie przyczynił się do wybudowania Hotelu Bristol i Filharmonii Warszawskiej,
w której dał koncert inauguracyjny 5.11.1901. Podczas I wojny światowej organizował pomoc materialną dla ludności polskiej najmocniej dotkniętej działaniami wojennymi. Jego przyjaciele i ludzie dobrej woli hojnie wpłacali pieniądze do Komitetu Ofiarom Wojny
w Polsce, którego siedziba znajdowała się w Vevey. Na rzecz tego komitetu organizował koncerty, w których sam brał udział i wygłaszał przemówienia, zachęcając do pomocy Polakom. Są to tylko wybrane przykłady niezwykłego zaangażowania Paderewskiego
w sprawy biednych, poszkodowanych oraz w sprawy Polski, co do której nigdy nie stracił nadziei, że się odrodzi. Warto jeszcze nadmienić, że w 1898 roku ufundował kurs kompozytorski w Dreźnie, na którym nagrody zdobyli także polscy muzycy, m.in. Emil Młynarski, Grzegorz Fitlberg. W 1900 stworzył w Stanach Zjednoczonych Fundusz imienia Ignacego Jana Paderewskiego, z którego co trzy lata przyznawane są nagrody młodym kompozytorom amerykańskim.

Wracając do drogi życiowej Paderewskiego, 12 stycznia 1899 roku w końcu udało mu się przyjechać do Warszawy. Dał trzy koncerty dobroczynne i wygłosił przemówienie, które krążyło jeszcze długi czas w odpisach. Jego wizyta została opisana przez F. Hoesicka: Choć przez 15 lat nie był w Warszawie, poznał wszystkich, każdego pamiętał nazwisko, czego niebawem, gdy zasiadł do fortepianu, dał dowody(…) Skoro zaczął grać, od razu wszystkich wprowadził w zdumienie. Tak wspaniałej gry nie słyszeli jeszcze, jak żyją! (…) Pod rękami mistrza „fortepian zdawał się aż jęczeć z bólu”, jak się wyraził jeden z krytyków, a nawet Sygietyński musiał przyznać, że chwilami miało się wrażenie, że pod klawiaturą znajduje się jakiś przyrząd z grzmotami (…).

Po wizycie w ojczyźnie, gdzie wziął 31 maja 1899 roku ślub z Heleną Górską, podróżował do Francji, Anglii i USA, gdzie wystąpił ponad 100 razy. Marzec 1901 roku był tragiczny dla Paderewskiego – zmarł jego ukochany syn, Alfred. Intensywna praca była dla niego wytchnieniem i już w kwietniu wznowił koncerty, a 29 maja w Dreźnie odbyła się premiera jego opery Manru, nad którą pracował od 1893 r. 

Coraz częściej Paderewski przyjeżdżał do Polski, a przez Polskę kierował się również na wschód – do Rosji. Udało mu się uniknąć umówionego koncertu dla cara, za to inne koncerty i samo miasto wspominał bardzo dobrze: Powodzenie, jakie osiągnąłem na wszystkich poprzednich koncertach było niczym wobec niebywałego entuzjazmu publiczności na tym moim występie, który okazał się ostatnim w Petersburgu. Miałem wówczas przeczucie, że nigdy już tego pięknego miasta nie zobaczę – z uczuciem triumfu łączył się więc też i żal. Zdobywszy sukces na kontynencie europejskim i amerykańskim, przyszła kolej na Australię
i Nową Zelandię, gdzie również oczarował liczną publiczność i zdobył nowych przyjaciół.

Zawsze całym sobą zaangażowany w sprawę polską, nie mógł pozostać obojętny na wydarzenia roku 1905. Zmuszony odłożyć na jakiś czas grę na fortepianie ze względu na ciężki wypadek kolejowy, tym bardziej miał możliwość działać politycznie. Zarówno teraz, jak i podczas I wojny światowej bardzo przydały się przyjaźnie i liczne kontakty
z wpływowymi ludźmi. W maju 1915 r. na wiecu w Chicago zapoczątkował akcję na rzecz Polski. 22 maja wydał odezwę do polonii amerykańskiej, w której pisał: Pragnieniem moim było gorącym zbliżyć się do was osobiście, powitać życzliwym słowem, pokrzepić stroskane serce me widokiem dzielnych amerykańskich Polaków (…) Przybywam tutaj z wyciągniętą dłonią prosić o pomoc dla kobiet, starców, dzieci, o wsparcie dla wdów i sierotek, o nasiona dla z wszelkiego mienia ograbionych kmieci, o chleb dla zgłodniałej rzeszy robotników polskich, którzy dziś nigdzie nie znajdują pracy. Zebrał 600 tys. podpisów pod apelem do prezydenta W. Wilsona o podj...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mirabelkowy.keep.pl