[ Pobierz całość w formacie PDF ]
David IgnatiusBANK STRACHUPrzek�adAgnieszka JacewiczTytu� orygina�uTHE BANK OF FEARKSI�GARNIA INTERNETOWA WYDAWNICTWA AMBERTu znajdziesz informacje o nowo�ciach i wszystkich naszych ksi��kach!Tu kupisz wszystkie nasze ksi��ki!http://www.amber.supermedia.plCopyright (c) 1994 by David IgnatiusAll rights reserved.For the Polish editionCopyright (c) 1999 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.ISBN 83-7245-002-1Evie,Elisie, Alexandrze i Sarahoraz moim dzielnym arabskim przyjacio�om,kt�rych �ycie jest walk� w obroniepraw cz�owieka i demokracjiOto lud, kt�rego twarzw oblicze smutku si� zmienia.Oto ziemia upokorzonaniczym dom tch�rza.Kto ofiaruje nam ptaka,tylko ptaka?"tylko drzewo?Kto nas nauczyalfabetu powietrza?Czekamyna rozstajach dr�g.Patrzymy jak piachzasypuje nasze latarnie.S�o�ceznika w zmarszczkachnaszych r�k.O moja ziemio...Sk�ra twa jak jaszczurki.Wo� twasmrodem pal�cej si� gumy.Wsch�d s�o�ca to �kaj�cy nietoperz.Z narodzin czyniszmasakr�. ,Sw� pier� oddajeszrobakom.Adonis (pseudonim literacki Alego Ahmeda Saida)fragment Remembering the First Centuryze zbioru The Pages ofDay and NightOd autoraKsi��ka ta ko�czy cykl trzech powie�ci o Ameryce oraz �rodkowym Wschodzie zokre-su ostatnich dwudziestu pi�ciu lat. Podobnie jak dwie poprzednie, ta r�wnie�jest fikcj�.�adna z wymienionych tu postaci ani instytucji nie istnieje naprawd�, apodobie�stwo dojakiejkolwiek osoby lub sp�ki jest zupe�nie przypadkowe. Kre�l�c histori�wsp�czesne-go Iraku, wiele czerpa�em z prac irackiego pisarza Kanana Makiya. Opisy �ycia wirackimwi�zieniu zosta�y oparte w wi�kszo�ci o ostatni� z jego ksi��ek, CrueltyandSilence (Okru-cie�stwo i milczenie), a nadaj�c tytu� mojej powie�ci zasugerowa�em si� tytu�emjego wcze-�niejszej pracy, Republic ofFear (Republika strachu), kt�r� wyda� podpseudonimem Sa-mirAl-Khalil.Wiele zawdzi�czam tak�e dw�m arabskim dziennikarzom: Norze Boustany, wspania�ejreporterce "Washington Post", kt�ra by�a moim przewodnikiem przez koszmar wLibanie napocz�tku lat osiemdziesi�tych, oraz Yasmine Bahrani, z dzia�u zagranicznego"Post", kt�rejwiedza o Iraku pomog�a mi w bardzo wielkim stopniu. Za rady z zakresu nawigacjiw �wia-towej sieci komputerowej wdzi�czny jestem Laurie Hodges z politechniki w stanieGeorgia.Za przeczytanie wst�pnej wersji oraz wszelkiego rodzaju pomoc podzi�kowanianiech przyj-m�: Lincoln Caplan, Leonnard Downie, Douglas Feaver, Laura Blumenfield, LindaHealy,Paul i Nancy Ignatius, Jonathan Schiller, Susan Shreve; za m�dre rady z zakresuprawa dzi�-kuj� Davidowi Kendallowi. Wreszcie pragn� podzi�kowa� mojemu przyjacielowi iagento-wi, Raphaelowi Sagalynowi; moim wydawcom z Morrow; Adrianowi Zackheimowi orazRos� Marie Morse, a szczeg�lnie wdzi�czny jestem osobie, kt�ra od dwudziestu latjestmoim przyjacielem i doradc� - Garrettowi Eppsowi.PrologSzara betonowa bry�a budynku firmy Coyote Investment sta�a w zachodniejcz�ci Knightsbridge. Ma�e okna chroni�y wn�trza przed w�cibskimi oczami.Obrotowe drzwi frontowe by�y stale zamkni�te. Wszyscy musieli korzysta� z w�-skiego wej�cia pilnowanego przez ochron�. Szaro�� fasady rozprasza�y jedynierdzawe zacieki przy rynnach i pod parapetami. Na pierwszy rzut oka mog�o si�wydawa�, �e to krew s�czy si� z wn�trza mur�w. Nie by�o to miejsce, w kt�rymlondy�czycy bywali dla przyjemno�ci. Tu przychodzili tylko ci, kt�rzy mielijaki�interes, i nikt nie zostawa� d�u�ej ni� musia�. Pewnej niedzieli, p�nympopo�ud-niem, czarna limuzyna daimler zatrzyma�a si� przed wej�ciem do tego zakazane-go miejsca. Tylne drzwi otworzy�y si� i z wozu wysiad� siwow�osy Arab w smo-kingu. Pojecha� wind� do swojego biura mieszcz�cego si� na pi�tym pi�trze i odrazu zacz�� za�atwia� wa�ne telefony. Nazywa� si� Nasir Hammoud. By� w�a�ci-cielem tego budynku oraz wielu innych rzeczy. Tego marcowego dnia trapi� gopewien problem. Najpierw zadzwoni� do szefa ochrony.- W moim domu na wsi - rozpocz�� Hammoud wyja�nienia, gdy ochroniarzzjawi� si� w biurze po dwudziestu minutach - zdarzy� Si� wypadek. Pewna kobie-ta zosta�a ranna. - M�wi� powoli, wa��c ka�de s�owo, jakby chcia� kontrolowa�efekt, jaki wywiera ono na s�uchaj�cym. Nie przywyk� do tego rodzaju wypad-k�w. Strzepn�� niewidzialny py�ek z jedwabnej klapy marynarki.Twarz arabskiego d�entelmena wydawa�a si� r�wnie dobrze skrojona jak jegowieczorowy smoking. Rysy nie odznacza�y si� niczym szczeg�lnym: mocno zary-sowane ko�ci policzkowe, szeroki, lekko haczykowaty nos, ma�o wyrazista broda.Sama twarz jednak ja�nia�a jak�� nienaturaln� aur�, zarazem rumiana i blada,jak-by m�czyzna w�a�nie zosta� zabalsamowany. Sk�r� mia� zbyt g�adk�, jak na wy-retuszowanej fotografii. Gdy m�wi�, bia�e z�by b�yska�y mi�dzy wargami. Wypie-l�gnowane d�onie zdradza�y, �e regularnie fundowa� im manicure. Na policzkuwidnia�y �lady niedawnej blizny, kt�r� naprawiono i�cie po mistrzowsku; w wie-czornym �wietle by�a ledwie zauwa�alna. Tylko oczy wydawa�y si� nietkni�te9skalpelem chirurga plastycznego. Wygl�da�y jak dwa b�yszcz�ce, czarne punkty.W oczach tych pewna zniewie�cia�o�� miesza�a si� z nieokie�znan� dziko�ci�.W�a�nie one nadawa�y twarzy Nasira Hammouda wyraz wyrachowanego okru-cie�stwa.- Ya, sidi - szef ochrony nieznacznie sk�oni� g�ow�. - Tak, sir.- Przez ca�y dzie� by�em w Londynie - ci�gn�� Hammoud - szofer przywi�z�mnie do biura. O tym-.. wypadku powiadomiono mnie telefonicznie.- Ya, rayess! - przytakn�� szef ochrony. - Tak, prezesie! - M�czyzna nazy-wa� si� Sarkis. Pochodzi� z iracko-arme�skiej rodziny. Wszyscy pr�cz pana Ham-mouda nazywali go profesorem Sarkisem.- Prosz�, �eby� co� dla mnie zrobi�.- Ya, amir! - Sarkis podszed� do biurka. - Tak, m�j ksi���! - Szef ochrony,mia� zapadni�te policzki i wielki nos, kt�ry dominowa� nad pozosta�ymi rysamitwarzy i nadawa� mu nieco ptasi wygl�d. M�wi�c, nieznacznie pochyli� si� kuHammoudowi.-Czy mam wezwa� lekarza?- Nie! - odpar� Hammoud. - �adnych lekarzy.- A mo�e karetk�? ,- Sss! - Hammoud wykona� d�oni� gest, jakby zamierza� strzepn�� z ubraniakolejny py�ek.- A zatem co mog� dla pana zrobi�, sidi?Hammoud podszed� do sejfu, kt�ry znajdowa� si� za jego biurkiem. Otworzy�drzwiczki i uwa�nie odliczy� pi��dziesi�t tysi�cy funt�w. Wsun�� pieni�dze doko-perty, napisa� na niej adres i wr�czy� j� Sarkisowi.- Jutro rano masz i�� do tego cz�owieka i odda� mu kopert�. Tylko jemu, niko-mu innemu. To szef policji. Powiedz mu, �e to pieni�dze na nagrod�. Zainformacj�,kto zabi� tamt� kobiet�. Powiedz mu, �e bardzo mnie zmartwi�a wiadomo�� o tymsmutnym wypadku.:Przeka� mu te�, �e by�em w Londynie przez ca�y weekendSarkis skin�� g�ow� i wzi�� kopert�,- To ona nie �yje, sidi?Hammoud nie odpowiedzia�. Podni�s� s�uchawk� i zacz�� wybiera� numer.By� nies�ychanie opanowanym cz�owiekiem i skoro na moment straci� kontrol�nad sob�, chcia� odzyska� j� jak najszybciej. Kilka minut p�niej w��czy� kompu-ter i zacz�� wysy�a� wiadomo�ci do swoich po�rednik�w na ca�ym �wiecie, stresz-czaj�c wszystkie pozycje, jakie mieli dla niego przej�� po otwarciu rynk�w gie�-dowych w poniedzia�ek. Profesor Sarkis opu�ci� biuro i ruszy� do Berkshire, �ebyposprz�ta�.Nawet w ma�ym �wiatku Arab�w mieszkaj�cych w Londynie, Nasir Hammo-ud by� postaci� tajemnicz�. Iraccy uchod�cy szeptali mi�dzy sob�, �e jako m�odych�opak zabi� w Bagdadzie cz�owieka, wbijaj�c mu w g�ow� paznokcie. Jednakzdarzy�o si� to tak dawno, �e nikt ju� nie pami�ta� szczeg��w sprawy. TerazNasir Hammoud posiada� fabryk� stali w Hiszpanii, fabryk� urz�dze� elektro-nicznych w Lyonie, agencj� nieruchomo�ci w Nowym Jorku oraz firm� budowla-10n� w Turynie. S�yn�� ze swoich bogactw. Warto�� jego aktyw�w szacowano nawiele miliard�w dolar�w. Nikt jednak nie wiedzia� nic ani o nim samym, ani otym,sk�d wzi�� sw�j maj�tek.Kr��y�y plotki, �e �y� w przyja�ni z samym w�adc� Bagdadu i w�a�nie taprzyja�� by�a �r�d�em jego bogactw. Ale ludzie zawsze tak m�wili o bogatychArabach. Wyobra�ali sobie pewnie, �e pieni�dze spad�y z nieba prosto w r�cew�adcy, a on odda� cz�� swym przyjacio�om. To budzi�o zazdro��. Cijahal,jak nazywa� ich Hammoud, ignoranci, kt�rzy chcieli mie� pieni�dze nie pracu-j�c, wymy�lali historyjki o tych, kt�rym si� powiod�o, jak panu Hammoudowi.To wszystko przez zazdro��, t�umaczy� Hammoud przyjacio�om. Wy��cznie przezzazdro��.Podobnie jak wielu bogatych ludzi ze Wschodu, Nasir Hammoud przyje-cha� do Londynu z zamiarem zamieszkania w nim na sta�e. W jego rodzinnymBagdadzie panowa� ba�agan. Czas wojen min��, ale przyw�dcy wci�� nosili mun-dury, zlecali poetom pisanie o nich heroicznych poemat�w, a swoim wrogomwbijali gwo�dzie w g�owy. Pan Hammoud mia� tego dosy�. W�a�nie dlategowyruszy� na zach�d, przez Francj�, Belgi� i Szwajcari�. Na ka�dym etapie po-dr�y jego konto ros�o, a �r�d�a nap�ywaj�cych pieni�dzy stawa�y si� coraz bar-dziej nieokre�lone.By� cz�owiekiem dok�adnym i wymagaj�cym, a z wiekiem stawa� si� corazbardziej pedantyczny i wybredny. Gdy przed kilkoma laty przeni�s� si� do Lon-dynu, najpierw uda� si� do krawca i zam�wi� p� tuzina garnitur�w, wszystkiedopasowane w pasie i o specjalnym kroju spodni. W nowym ubraniu wygl�da�jak jeden z wielu biznesmen�w, kt�rych narodowo�� nie mia�a znaczenia. Lon-dyn, Pary�, Hongkong - wszystko jedno. Ka�dy wygl�da� podobnie w nowymgarniturze i z now� opalenizn�.M�wiono, �e firma Nasira Hammouda mia�a ponad tuzin filii, ale interesyzawsze za�atwia� za po�rednictwem swojej firmy holdingowej, Coyote Investment.Kieruj�c si� brzmieniem nazwy, nieliczni, kt�rzy w og�le o firmie s�yszeli,s�dzi-li, �e jest to ameryka�ski koncern z g��wn� siedzib� w Houston albo w Denver.Naprawd� jednak Coyote Investment zarejestrowano w Europie, a kapita� - przy-na... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mirabelkowy.keep.pl