[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chcesz? Opowiem ci historię pewnej przyjani.- Co słychać, chłopcy?Miała burzę czarnych włosów, zadarty nos i, co doć rzadkie w jej profesji, szeroki, szczery umiech. Amarantowy stanik był idealnie dopasowany do długiej, wšskiej spódnicy i zgrabnych ciżemek. Gdyby nie ten stanik, można by właciwie rzec, że ubrała się gustownie.Za stołem, przy którym się zatrzymała, siedziało dwóch mężczyzn. Jeden z nich nosił krótkš brunatnš brodę i takież włosy przycięte do ramion. Miał na sobie modny szmaragdowy kaftan, a tuż obok jego prawej ręki leżała na blacie niedbale rzucona szabla. W lewej ręce trzymał szklankę.Drugi był blondynem. Rzecz rzadko spotykana tutaj, w sercu kraju. To po pierwsze. Oczy miał duże, ale kose, błyszczšce w kocistej twarzy jak lepia rysia. To po drugie, i jeszcze ciekawsze. Zapewne to alkohol zapalił w nich dziki płomień, ale wzrok był o dziwo, przytomny. Cały jego ubiór był szary i z lekka znoszony, lecz z pewnociš nigdy, nawet za czasów wietnoci, nie przypominał wesołych, jaskrawych strojów Jurtian, nie tylkobarwš, ale też krojem. Ludy pogranicza ubierały się z fantazjš i przedkładały rozmach nad wygodę.Zatrzymała na nim dłużej spojrzenie. Intrygował jš. Nie spuciła wzroku nawet gdy napotkała otwarte spojrzenie surowych, jasnych oczu. Przenikliwe jak diabli. Dreszcz przeszedł jej po plecach. Było to wcale przyjemne uczucie.Ani chybi wędrowiec, pomylała.Obcy. Ale miecz u pasa miał i chociaż się z tym nie obnosił, wypatrzyła to natychmiast.Pili wódkę.Przechodzšca nieopodal kelnerka umiechnęła się krótko pod nosem. Jej strój różnił się od stroju stojšcej obok dziewczyny wyłšcznie kolorem i poledniejszym rodzajem tkaniny, z której został wykonany. Oraz tym, że nie nosiła podwójnego sznura drewnianych korali kryjšcego się z chrzęstem w wycięciu stanika. Zamiast tego założyła pod opięty, wydekoltowany gorset białš bluzkę z powłóczystymi rękawami. Czarnulka nie miała pod stanikiem absolutnie nic. Brodacz zaryzykowałby nawet twierdzenie, że nie ma nic również pod spódnicš.Ładna, ocenił. Cholera, naprawdę ładna. Zerknšł ukradkiem na swojego kompana. Jak zwykle doznał zawodu. Równie dobrze mógłby popatrzeć w twarz kamiennym rzebom w Wielkiej wištyni na placu Smoka w Widen.Prostytutka zachęcona brakiem odpowiedzi przeskoczyła zgrabnie przez wšski stół i wpasowała się w ciasne miejsce pomiędzy mężczyznami. Zamiała się głono zadowolona z siebie, a także po to, żeby zaprezentować drobne, białe zęby. Drewniane koraliki rozwinšwszy się przy skoku przesypały się szeleszczšco i znikły na powrót w czeluci głębokiego dekoltu, gdzie pomiędzy ciniętymi piersiami. Teraz dopiero, gdy siadła obok nich na ławie, widać było, że jest jeszcze niższa, niż się wydawało. Ciżemki musiały mieć obcasy.- Hm? Co u was? Mogę się przysišć?Brodacz chrzšknšł. Dziewczyna była ciepła i pachnšca, a przy tym całkiem pocišgajšca, ale nie miał pewnoci, czy ma dzisiaj siłę na jej towarzystwo. Wódka była mocna, a dzień ciężki. Nie mówišc już o coraz bardziej przejmujšcych pustkach w sakiewce. Z drugiej strony szelma była sympatyczna i nie wyglšdało na to, żeby miała się obrazić, gdyby zaczšł się wymawiać brakiem gotówki. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby chwilę popaplała, podroczyła się z nimi, a potem sobie poszła. Dla niej to zawsze jaki zysk. Wiadomo, że urok kobiety zwiększa się gwałtownie, kiedy otacza jš zainteresowanie.Ale tamten? Czy on w ogóle uznaje prostytutki? Dotychczas w jego obecnoci ignorował je kompletnie, albo odpowiadał im bardzo brzydko. Chyba ich nie lubił. Ej, dziwny był ten jego nowy przyjaciel. Pił i bił się na równi z nimi, ale czasem wyskakiwał z jakimi pokrętnymi zasadami, których brodacz ani rusz nie potrafił zrozumieć. Niech to szlag, klšć też potrafił, ale zazwyczaj gadał jak udzielny ksišżę, albo skryba królewski.Czarnulka mówiła do nich obu, ale częciej zerkała na obcego.Blondyn, psia mać, pomylał brodacz. Jestem pewien, że wytargowałby u niej zniżkę. Żeby on się chociaż próbował kryć ze swojš obcociš. Obcišł włosy, albo założył ich ubrania. Ale nie. Nawet mówił trochę inaczej. Jako tak piewniej. I w słowach przebierał. Jeli już w ogóle raczył się odezwać.Płowy warkocz działał na mieszczan jak płachta na byka, a na mieszczki jak afrodyzjak. Mimo że pozornie u obojga płci pierwsza reakcja była taka sama: chichot. Kiedy brodacz nie zwracał uwagi na takie chichoty, chociaż nie widział nic miesznego w odmiennej powierzchownoci cudzoziemców, przeważnie wszelkiej maci zabijaków i awanturników, którzy cišgali w okolice pogranicza. Odkšd zaczšł przestawać ze swoim egzotycznym towarzyszem, jego reakcje na tego typu prowokacje stały się odrobinę nerwowe. Ilekroć widział, że komu patrzšcemu na nich jest do miechu, pocił się jak mysz. Bo brodacz widział blondyna w robocie. Jasnowłosy był szybszy od najzwinniejszych szyderców. A on nie lubił niepotrzebnych awantur. Całe szczęcie tamten miał mocne nerwy.I co powiesz tej dzierlatce, panie Stalowooki?, pomylał.Blondyn wzruszył ramionami. Dziewczyna najwidoczniej mało go obchodziła.Czarnulka zarzuciła im obu ramiona na szyje i rozparła się wygodnie.- Ależ z was grobowa kompania powiedziała. Odezwijcie się wreszcie.Dawniej prostytutki ograniczały się do potulnego czekania na chętnych w domach rozpusty, ewentualnie wystawania na ulicach i spronych zaczepek, czasem prezentowania swoich wdzięków. Ale konkurencja robi swoje. Trzeba ić z duchem czasu. Nawet w takim zawodzie. Amatorzy płatnej miłoci zrobili się wymagajšcy, a ceny spadały. W zwišzku z czym prostytutki zrobiły się wygadane i zaczęły stosować coraz to bardziej wyrafinowane sposoby, żeby zakasować rywalki. Mówiły wiersze. Szyły bajeczne sukienki. W najcięższych przypadkach błyskały nawet znajomociš medycyny i wyższej matematyki. Trzeba wyjć do klienta, mówiły. Odpowiedzieć na jego potrzeby.Bieda rosła. Na ulicę trafiały dziewczyny z normalnych domów. Było ich coraz więcej. I niejednokrotnie okazywało się, że elokwencja jest broniš nie mniej istotnš niż zgrabna figura.Brodacz pokręcił głowš.- A co tu gadać. Urżnęlimy się.Blondyn niespodzianie buchnšł miechem. Brodacz umiechnšł się do niego. Lubił, kiedy tamten się miał.Czarnulka zmrużyła oczy zadowolona.- Luba daleko, a luby szczęcia szuka, co? zaszarżowała.Brodacz prychnšł.- Nie skomentuję powiedział.- Nonsens poparł go tamten. Żadna kobieta nie byłaby na tyle naiwna, żeby zaufać tamtemu tam szaławile.Oho, rozgadał się stwierdził brodacz. Widać ma dobry humor.- Porzšdna kobieta wie, że mężczynie potrzeba trochę swobody sprostował na głos..- A luba łezki roni powiedziała dziewka wznoszšc oczy ku powale.- Jak to ładnie ujšł tamten drań, w moim przypadku nonsens. Jeszcze czego.- A w twoim? Założę się, żecie niejedno serduszko złamali, chłopcy, hm?Ten jasny znowu wzruszył ramionami i skrzywił się nieznacznie.- W moim tym bardziej powiedział.- A to dlaczego? Luba brzydka?- Nie mam żadnej lubej. Zamknij się, dziewko.Głos mu się zrobił nagle szorstki i nieprzyjemny. Lepiej brzmiało, kiedy się miał.Tu cię mam, pomylała. Nie lubisz mówić o sobie. Nie bój się, nie będę więcej pytać. Ostatecznie można się obejć w ogóle bez rozmowy.Ostrożnie przejechała rękš po gładkim policzku jasnowłosego. Nie drgnšł nawet. Wydawało się, że jest przyzwyczajony. Gwałtowne podejrzenie zrodziło się w jej głowie. Dotknęła mocnego podbródka, ale, tak jak się spodziewała, i tu nie wyczuła ani ladu zarostu. Starajšc się ukryć poruszenie delikatnie wsunęła palce między gęste włosy i odnalazła ucho. Badawczo przesunęła opuszkami chcšc wyczuć kształt.Odepchnšł gwałtownie jej rękę.- Precz powiedział.Dobrze wiedział, o co jej chodziło. Umiechnęła się przepraszajšco i już chciała obrócić sprawę w żart, ale nie dał jej powiedzieć słowa. Brodacz westchnšł. Więc jednak.- Precz stšd!Odwróciła wzrok szukajšc pomocy u drugiego z mężczyzn.- Słyszała, dziwko? powiedział tylko. Wynocha.- Ja tylko- Zmiataj.Obejrzała się na raz na jednego, raz na drugiego, ale widzšc, że nic tu nie wskóra, wstała powoli i otrzepała spódnicę.- Dobrze już, dobrze. Byłam po prostu ciekawa.Patrzyli obaj, jak wydostaje się z plštaniny stołów i idzie gdzie indziej. Brodacz wytrzymał milczenie tylko pół minuty.- Co ona mówiła? zapytał.- Nie ważne.- O co jej chodziło?- Zostaw, Befer.Blondyn przyjrzał się dokładnie swojej szklance, a potem opróżnił jš jednym haustem. Brodacz przypatrywał mu się bacznie, chociaż szumiało mu już nieco w głowie.- Suka wypalił bez namysłu.Nadal nie miał pojęcia, o co chodziło, ale postanowił okazać towarzyszowi swojš sympatię.- Daj spokój, mówiłem.- Wódka się skończyła.- Tak jakby.Ponura cisza zapadła nad stołem. Tym razem na dobre trzy minuty.Rekord, pomylał blondyn. Jeszcze chwila, a będzie rekord. On się zamknšł. I przez ostatnie pół godziny nie palnšł żadnego głupstwa.- Landi?- Mm?- Mogę cię o co zapytać?Blondyn westchnšł.- Pytaj.- Dlaczego jeste taki ostry dla dziwek?Właciwie mógł się spodziewać czego gorszego.Jak to on, rzucił mu jedno ze swoich kosych spojrzeń. Krótkich i odbierajšcych ochotę do rozmowy.Nie, nie dam się, pomylał brodacz. Chcę wiedzieć.- Dlaczego, a?- Befer, o co ci właciwie chodzi?- To znaczy ale no o to, o co pytam zacukał się. - Dlaczego nie lubisz dziwek.- Nie. O co ci chodzi. Ile razy mam ci mówić, żeby pytał o to, czego chcesz się dowiedzieć? Tak jest prociej. Nie lubię, bo nie lubię. Taki mam styl. Ale ty nie o to pytasz.Brodacz przełknšł linę. Łatwo mu mówić. Tylko niby jak on ma o to właciwie zapytać.Wdepnšłem, pomylał. A grunt jest grzšski.Zerknšł nerwowo na miecz blondyna. Oczywicie tamten musiał zauważyć.- Oho zakpił. Sprawa jest poważna. Nie bój się, ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wątki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nowe.htw.pl
Igraszki - Diana Palmer, Książki - romanse, Palmer Diana
Ian McEwan - Przetrzymać tę miłość, ►Dla moli książkowych, Ian McEwan
Ideowość małpy, książki, Ziemkiewicz Rafał, Rafał Ziemkiewicz - felietony
Imperium kontratakuje, książki, Ziemkiewicz Rafał, Rafał Ziemkiewicz - felietony
Ile Saint-Louis (l') - Leo Ferre, karafun song, Karaoke, Pliki MIDI zespolami od a do z, Leo Ferre
Imiona ayryjskie, ksiażki, Imiona
Ile aux mimosas (l') - Barbara, karafun song, Karaoke, Pliki MIDI zespolami od a do z, Barbara