[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ilse KlebergerWakacje z babci�Polski Zwi�zek NiewidomychZak�ad Wydawnictw i Nagra�Warszawa 1990.paPrze�o�y�a Wies�awa Sk�adT�oczono drukiem punktowym dlaniewidomych w Drukarni PZN,Warszawa, ul. Konwiktorska 9Pap. kart. 140 g kl. III_B�1Przedruk z wydawnictwa"Nasza Ksi�garnia",Warszawa 1988Pisa�a: K. Jurczyk.Korekty dokona�y:K. Markiewiczi K. Kruk.st.tcCo� szele�ci.tcBy� �rodek nocy. Janek skrada�si� na czubkach palc�w przezsie�. Serce wali�o mu jakm�otem. Zatrzeszcza�a jaka�deska. Przestraszony, zatrzyma�si� i nas�uchiwa�. Jeszcze dwaszybkie kroki i doszed� dosypialni rodzic�w, kt�rzyniedawno wyjechali. Teraz spa�atam babcia z Malcem. Cichootworzy� drzwi i us�ysza�uspokajaj�ce chrapanie babci.- Babciu, obud� si�, w kuchnico� szele�ci!Rozespana babcia siad�a na��ku.- Nie denerwuj si�, ch�opcze,to szele�ci tw�j ��w albokr�lik Brygidy, albo kt�ra� zmyszek Piotrusia.- Nie, nie, to na pewno jestw�amywacz! - zawo�a� Janek. -Czy mam przynie�� m�j �uk istrza�y?- Pst, nie krzycz tak, boobudzisz Malca! �uk i strza�yniech zostan� w szafie. Je�li tojest rzeczywi�cie w�amywacz istrzeli�by� do niego, m�g�by� gozrani�.Babcia spu�ci�a nogi z ��ka.- Chod�, musimy najpierwzobaczy�.- Ale�, babciu, a jak on namco� zrobi?Babcia go ju� jednak nies�ucha�a. Chwyci�a parasolk�,kt�ra sta�a w k�cie, i ruszy�abez s�owa, w swoich rannychpantoflach. Janek z oci�ganiemszed� za ni�. Przed drzwiamikuchennymi zatrzymali si� izacz�li nas�uchiwa�. Z wewn�trzdochodzi�y szmery, szuranie iskrobanie, a tak�e sapaniecz�owieka. Babcia uchyli�a drzwii przez w�sk� szpark� zajrza�ado �rodka. Janek spogl�da� podjej ramieniem. W kuchni by�opusto i ciemno. I panowa�azupe�na cisza. Lecz nagle znowurozleg�y si� szmery i szuranie.Zza okna wysun�y si� dwie r�cei uchwyci�y si� parapetu. Jakwyci�ta z czarnego papieruwynurzy�a si� na tle szaregonieba g�owa, a potem g�rna cz��cia�a jakiego� m�czyzny.Przerzuci� do kuchni najpierwjedn� nog� i zaraz wci�gn��drug�.Sapi�c siedzia� na parapecie.By� szczup�y i ma�y.Babcia szerzej otworzy�adrzwi. M�czyzna os�upia�.- Wielkie nieba, o Bo�e, dostu piorun�w! - zawo�a� i ty�emzsun�� si� z parapetu. Naglerozleg� si� krzyk i r�ce zn�wzacz�y szuka� oparcia.Babcia podbieg�a do okna.- Co pan wyrabia! - zawo�a�agniewnie. - Jak mo�na by� taklekkomy�lnym!M�czyzna patrzy� na babci�przera�onym wzrokiem.- Zawis�em, do diab�a, wisz�na czym�, co sterczy tu podspodem. Jaka� �erd� k�uje mnie wnog� i je�eli si� puszcz� ispadn�, przebije mi brzuch, ach,ach, uaaa!Babcia wychyli�a si� z okna ichwyci�a m�czyzn� pod pachy,ale nie mog�a go wci�gn��, by�za ci�ki.- Janek - zawo�a�a przez rami�- pobiegnij na d� i zobacz, czyuda ci si� uwolni� w�amywacza!Potrzymam go przez ten czas.Janek znik�.- W�amywacza! - wysapa�m�czyzna. - Nie jestem �adnymw�amywaczem, do diab�a!- Niech pan przestanie kl��! -rozkaza�a mu babcia. - Czy niechcia� pan jednak czego� tuukra��?- Tak, tak, ale... wielkienieba, o Bo�e, do stu piorun�w,jak ta noga boli!- A wi�c - powiedzia�a babcia- je�eli pan jeszcze razzaklnie, mo�e si� co� sta�.Przeklinanie zawsze mnieprzera�a i nast�pnym razem napewno pana upuszcz�.- Nie, prosz�, nie, kochanapani! - j�kn�� m�czyzna. - Jawcale tego nie chc�, samo mi si�ci�gle tak wymyka.- No, to niech pan z �askiswojej zaci�nie z�by -powiedzia�a babcia. - Musi panwzi�� pod uwag�, �e pa�skie ustaznajduj� si� tu� przy moim uchu,a ja nie jestem przyzwyczajonado przeklinania.Tymczasem Janek przybieg� doogrodu.- On wisi na tyczce od fasoli!- zawo�a� do babci. - Tyczkawjecha�a mu w nogawic� i...ojej, on krwawi, spodnie s�ca�kiem mokre.- Spr�buj go uwolni� -powiedzia�a babcia - a potemprzynie� drabin�. Je�li zeskaleczon� nog� skoczy naziemi�, mo�e by� jeszcze gorzej.W�amywacz nie odzywa� si�.Zacisn�� mocno z�by i tylko odczasu do czasu posykiwa� ipoj�kiwa�. Janek z wielkimtrudem z�ama� w ko�cu tyczk� iwyci�gn�� z nogawicy. Potempobieg� do szopy, przyni�s�drabin� i podsun�� m�czy�nie,kt�ry g��boko odetchn�wszy,zacz�� szuka� na niej oparcia.Wyda� kr�tki okrzyk b�lu, gdystan�� na szczeblu zranion�nog�. Babcia pu�ci�a go. Sta�przez chwil� i patrzy� na ni�smutnymi, przestraszonymioczami.- No, to do zobaczenia -powiedzia�. - Chocia� nie, mo�elepiej nie. I bardzo dzi�kuj�! -zacz�� schodzi� po drabinie.Babcia wychyli�a si� z okna.- Gdzie pan chce i��? Niechpan wraca!- Ach, nie, my�l�, �e chybaraczej p�jd� sobie.- Niech pan natychmiast wraca!- rozkaza�a babcia surowo. -Musz� z panem porozmawia�.W�amywacz z oci�ganiem wdrapa�si� po drabinie i z parapetuzsun�� si� do kuchni.- Janek, odnie� drabin� zpowrotem do szopy, zanim tuprzyjdziesz. - Odwr�ci�a si� dom�czyzny. - Od wczesnych latprzyzwyczajam dzieci doporz�dku, inaczej by si� tegonigdy nie nauczy�y. - Podsun�amu krzes�o i zapali�a �wiat�o.Ma�y cz�owieczek mruga� w�wietle wyl�kniony i zmieszany.Twarz mia� chud�, zaro�ni�t�.Jego szare ubranie by�o brudne.Z rozdartej nogawicy kapa�a napod�og� krew.Babcia popatrzy�a na niego znagan�.- Niech mi pan powie, dlaczegow�a�ciwie by� pan taklekkomy�lny, �eby skaka� z okna,skoro ju� znalaz� si� pan w�rodku.W�amywacz przygryz� wargi, apotem wymrucza�:- Kiedy siedzia�em naparapecie i nagle otworzy�y si�drzwi kuchni, i stan�a w nichpani, tak cicho, w tej d�ugiej,bia�ej koszuli i z parasolk� wr�ku, wtedy pomy�la�em sobie, dodiab�a...Babcia zmarszczy�a czo�o.- Wtedy pomy�la�em sobie, hm,hm, hm, to wygl�da jak duch ilepiej b�dzie, jak znikn�.Babcia spojrza�a po sobie.- Ach, rzeczywi�cie, w�o��szlafrok. Niech pan pos�ucha, jazaraz wr�c�, zabanda�uj� panunog� i zrobi� nam herbaty. Wtedysobie porozmawiamy.W tym momencie Janek wetkn��g�ow� w drzwi. Babcia skin�a naniego.- Ja zaraz b�d� z powrotem,dotrzymaj panu przez ten czastowarzystwa.Kiedy babcia wr�ci�a wszlafroku, ze �rodkamiopatrunkowymi, ze spirytusem ino�yczkami, Janek siedzia� nakuchennym stole i macha� nogami.- Babciu - zawo�a� - tenw�amywacz jest z cyrku! Dawniejta�czy� na linie, a terazpokazuje sztuczki i ma prawdziwyw�z z koniem, kt�rym je�dzi zmiejsca na miejsce.- Dobrze, dobrze - powiedzia�ababcia - ale chod� no tutaj ipom� mi. - Poda�a Jankowibanda�, �eby potrzyma�, zr�cznierozci�a rozdart� nogawic� izacz�a przemywa� ran�spirytusem.- Uaa, do diab�a, uaa! -wrzasn�� w�amywacz.Babcia spojrza�a na niego zwyrzutem.- Och, tak si� do tegoprzeklinania przyzwyczai�em -wyj�ka�. - Wi�c co mam robi�?Babcia zastanowi�a si�.- Czy nie m�g�by pan zamiasttego m�wi� na przyk�ad "dolicha"? - Wzi�a nowy tamponwaty, zanurzy�a go w spirytusiei obmy�a starannie brzegi rany.- Uaa, do licha, oj, oj, oj,do licha! - krzycza� w�amywacz.- Niech pan tak nie wrzeszczy- upomnia�a go babcia - boobudzi pan dzieci. Ca�eszcz�cie, �e m�j syn i synowawyjecha... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mirabelkowy.keep.pl