[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Immanuel Kant (1724-1804)
„Co to jest o
ś
wiecenie?”
„O
ś
wieceniem nazywamy wyj
ś
cie człowieka z niepełnoletno
ś
ci, w któr
ą
popadł z własnej
winy. Niepełnoletno
ść
to niezdolno
ść
człowieka do posługiwania si
ę
swym własnym
rozumem, bez obcego kierownictwa. Zawinion
ą
jest ta niepełnoletno
ść
wtedy, kiedy
przyczyn
ą
jej jest nie brak rozumu, lecz decyzji i odwagi posługiwania si
ę
nim bez obcego
kierownictwa.
Sapere aude
! Miej odwag
ę
posługiwa
ć
si
ę
własnym rozumem – tak oto brzmi
hasło O
ś
wiecenia.
Lenistwo i tchórzostwo to przyczyny, dla których tak wielka cz
ęść
ludzi, mimo wyzwolenia
ich przez natur
ę
z obcego kierownictwa, pozostaje ch
ę
tnie niepełnoletnimi przez całe swoje
Ŝ
ycie. Te same przyczyny sprawiaj
ą
,
Ŝ
e inni mog
ą
tak łatwo narzuci
ć
si
ę
im jako
opiekunowie. To bardzo wygodne by
ć
niepełnoletnim. Je
ś
li posiadam ksi
ąŜ
k
ę
, która zast
ę
puje
mi rozum, opiekuna duchowego, który zamiast mnie posiada sumienie, lekarza, który zamiast
mnie ustala diet
ę
, itd. – nie musz
ę
sam o nic si
ę
troszczy
ć
. Nie potrzebuj
ę
my
ś
le
ć
, je
ś
li tylko
mog
ę
za wszystko zapłaci
ć
; inni ju
Ŝ
zamiast mnie zajm
ą
si
ę
t
ą
kłopotliw
ą
spraw
ą
. O to, by
wi
ę
ksza cz
ęść
ludzi (a w
ś
ród nich cała płe
ć
pi
ę
kna) uwa
Ŝ
ała krok ku pełnoletnio
ś
ci, ju
Ŝ
sam
dla siebie trudny, tak
Ŝ
e za niebezpieczny – o to troszcz
ą
si
ę
ju
Ŝ
ich opiekunowie, którzy
łaskawie podj
ę
li si
ę
trudów nadzorowania. Kiedy ju
Ŝ
udało si
ę
im ogłupi
ć
ten swój inwentarz
domowy i zatroszczyli si
ę
o to, by te spokojne stworzenia nie odwa
Ŝ
yły si
ę
zrobi
ć
ani kroku
bez kojca dla niemowl
ą
t, do którego sami ich wsadzili, ukazuj
ą
im niebezpiecze
ń
stwa, jakie
gro
Ŝą
im w wypadku, gdyby próbowali samodzielnie chodzi
ć
. Niebezpiecze
ń
stwo to nie jest
wprawdzie (jak wiemy) bardzo du
Ŝ
e i po kilku upadkach nauczyliby si
ę
wreszcie chodzi
ć
, ale
do
ść
zazwyczaj jednego przykładu takiego upadku, by onie
ś
mieli
ć
i odstraszy
ć
od wszelkich
dalszych tego rodzaju prób.
Tote
Ŝ
ka
Ŝ
demu pojedynczemu człowiekowi trudno jest wydoby
ć
si
ę
z niepełnoletno
ś
ci, która
stała si
ę
prawie jego drug
ą
natur
ą
. Polubił j
ą
nawet, t
ę
swoj
ą
niepełnoletno
ść
, i nie jest
rzeczywi
ś
cie zdolny tak od razu zacz
ąć
posługiwa
ć
si
ę
swym własnym rozumem – nigdy
bowiem nie pozwolono mu nawet uczyni
ć
próby w tym kierunku. Dogmaty i formułki – owe
mechaniczne narz
ę
dzia rozumnego u
Ŝ
ywania, a raczej nadu
Ŝ
ywania swych naturalnych
zdolno
ś
ci – to dzwoneczki wiecznie trwaj
ą
cej niepełnoletno
ś
ci. Gdyby człowiek pojedynczy
si
ę
nawet od nich uwolnił, nie potrafiłby w jaki
ś
pewny sposób przeskoczy
ć
nawet
najw
ęŜ
szego rowu – nie przywykł bowiem do tak swobodnego poruszania si
ę
. Tote
Ŝ
tylko
niewielu ludziom dało si
ę
wydoby
ć
z niepełnoletno
ś
ci, dzi
ę
ki własnej pracy swojego ducha i
stan
ąć
pewnie na swych własnych nogach.
Natomiast taki wypadek, by publiczno
ść
o
ś
wieciła si
ę
sama jest raczej mo
Ŝ
liwy; co wi
ę
cej:
nawet nieunikniony, je
ś
li pozostawi
ć
publiczno
ś
ci wolno
ść
. Znajd
ą
si
ę
bowiem w
ś
ród niej
zawsze ludzie samodzielnie my
ś
l
ą
cy, i to nawet po
ś
ród opiekunów du
Ŝ
ego stada, którzy,
zrzuciwszy z siebie jarzmo niepełnoletno
ś
ci, szerzy
ć
b
ę
d
ą
dokoła siebie ducha rozumnej
oceny warto
ś
ci własnej ka
Ŝ
dego człowieka i samodzielnego my
ś
lenia o jego przeznaczeniu.
Szczególne jest przy tym to,
Ŝ
e publiczno
ść
, której sami przedtem narzucali jarzmo
niepełnoletno
ś
ci, zmusza ich – podburzona przez innych opiekunów niezdolnych do
wst
ą
pienia na drog
ę
O
ś
wiecenia – do dalszego pozostawania w jarzmie; Szkodliw
ą
okazuje
si
ę
wi
ę
c rzecz
ą
szerzenie przes
ą
dów – w ostatecznym rachunku bowiem mszcz
ą
si
ę
one na
tych, którzy sami, wzgl
ę
dnie przez swoich poprzedników, byli ich twórcami. Dlatego te
Ŝ
,
publiczno
ść
mo
Ŝ
e tylko powoli dojrze
ć
do O
ś
wiecenia. Rewolucja mo
Ŝ
e wprawdzie
doprowadzi
ć
do obalenia despotyzmu jednostek, czy ucisku ze strony ludzi rz
ą
dnych zysków
i władzy – nigdy jednak nie doprowadzi do prawdziwej reformy sposobu my
ś
lenia; nowe
przes
ą
dy, tak jak przedtem stare, stan
ą
si
ę
nici
ą
przewodni
ą
bezmy
ś
lnej masy.
1
Do wej
ś
cia na drog
ę
o
ś
wiecenia nie potrzeba niczego prócz wolno
ś
ci: i to wolno
ś
ci
najnieszkodliwszej spo
ś
ród wszystkiego, co nazwa
ć
mo
Ŝ
na wolno
ś
ci
ą
, mianowicie wolno
ś
ci
czynienia wszechstronnego, p u b l i c z n e go u
Ŝ
ytku ze swego rozumu. A jednak ze
wszystkich stron słysz
ę
pokrzykiwanie: n i e m y
ś
l e
ć
! oficer woła: nie my
ś
le
ć
!
ć
wiczy
ć
!
Radca finansowy: nie my
ś
le
ć
! płaci
ć
! Ksi
ą
dz: nie my
ś
le
ć
! wierzy
ć
! (Jeden jedyny tylko na
ś
wiecie pan mówi: m y
ś
l c i e, ile chcecie i o czym chcecie; ale b
ą
d
ź
cie posłuszni). Wsz
ę
dzie
wi
ę
c mamy do czynienia z ograniczeniami wolno
ś
ci. Które jednak z nich s
ą
przeszkod
ą
dla
o
ś
wiecenia, a które nie i raczej nawet pomagaj
ą
o
ś
wieceniu - na to pytanie odpowiadam: p u b
1 i c z n y u
Ŝ
ytek ze swego rozumu musi by
ć
zawsze wolny i tylko taki u
Ŝ
ytek mo
Ŝ
e
doprowadzi
ć
do urzeczywistnienia si
ę
O
ś
wiecenia w
ś
ród ludzi; natomiast prywatny u
Ŝ
ytek
mo
Ŝ
e by
ć
cz
ę
sto bardzo ograniczony, a mimo to nie stanowi
ć
jakiej
ś
szczególnej przeszkody
dla post
ę
pu o
ś
wiecenia. Mówi
ą
c o publicznym u
Ŝ
ytku ze swego rozumu, mam na my
ś
li taki
jego u
Ŝ
ytek, jaki kto
ś
jako u c z o n y czyni ze swego rozumu wobec całej publiczno
ś
ci c z y t
a j
ą
c e g o
ś
w i a t a. U
Ŝ
ytkiem prywatnym natomiast nazywam taki jego u
Ŝ
ytek, jaki wolno
ze
ń
czyni
ć
człowiekowi na powierzonym mu pub1icznyn stanowisku czy urz
ę
dzie. Rzecz ma
si
ę
tak,
Ŝ
e w pewnych sprawach zahaczaj
ą
cych o interesy społeczno
ś
ci konieczny jest pewien
mechanizm, przy którym wystarczy, by niektóre człony tej społeczno
ś
ci zachowywały si
ę
cho
ć
by tylko pasywnie, aby rz
ą
d mógł, przez stworzon
ą
w ten sposób sztuczn
ą
jedno
ść
,
skierowa
ć
je ku celom publicznym albo przynajmniej powstrzyma
ć
od zniszczenia tych
celów. W tych sprawach jakie
ś
zastanawianie si
ę
jest oczywi
ś
cie nie dozwolone; trzeba
słucha
ć
. O ile jednak jaka
ś
cz
ęść
tej maszyny uwa
Ŝ
a siebie za człon wspólnoty, a nawet za
człon wspólnoty
ś
wiatowej, to jednostka taka o ile w charakterze uczonego zwraca si
ę
za
po
ś
rednictwem swoich pism do publiczno
ś
ci w wła
ś
ciwym tego słowa rozumieniu, ma bez
w
ą
tpienia prawo do rozumowania - oczywi
ś
cie bez nara
Ŝ
ania na szwank tych interesów, w
których realizowaniu bierze udział jako pasywne ogniwo. Byłoby oczywi
ś
cie rzecz
ą
bardzo
szkodliw
ą
gdyby oficer, któremu przeło
Ŝ
ony co
ś
polecił, chciał na słu
Ŝ
bie gło
ś
no zastanawia
ć
si
ę
nad po
Ŝ
yteczno
ś
ci
ą
czy celowo
ś
ci
ą
tego rozkazu; obowi
ą
zkiem jego jest słucha
ć
. Nie
mo
Ŝ
na mu jednak - i to całkiem słusznie – zabroni
ć
, by jako uczony nie pisał o bł
ę
dach w
dziedzinie słu
Ŝ
by wojskowej i uwagi swe przedkładał publiczno
ś
ci do oceny, obywatel nie
mo
Ŝ
e odmówi
ć
płacenia nakładanych na
ń
podatków; zło
ś
liwa krytyka podatków - o ile jest
si
ę
samemu zobowi
ą
zanym do ich płacenia - mogłaby nawet jako skandal (mog
ą
cy wywoła
ć
powszechn
ą
odmow
ę
płacenia podatków) podlega
ć
karze. Ale ten sam obywatel nie narusza
w niczym obowi
ą
zków obywatelskich, kiedy jako uczony publicznie wyra
Ŝ
a swoje zdanie o
niestosowno
ś
ci czy niesprawiedliwo
ś
ci takich podatków. Podobnie zobowi
ą
zany jest
duchowny uczy
ć
swoich uczniów katechizmu i wygłasza
ć
wiernym kazania zgodnie z
symbolami wiary ko
ś
cioła, któremu słu
Ŝ
y; na tych warunkach bowiem został przyj
ę
ty. Jako
uczony jednak ma on zupełn
ą
swobod
ę
, a nawet powołany jest do tego, by wszystkie swoje
dokładnie przemy
ś
lane i dobrymi ch
ę
ciami o
Ŝ
ywione my
ś
li o bł
ę
dach w tych symbolach oraz
swoje propozycje naprawy instytucji religijnych i ko
ś
cielnych zakomunikowa
ć
publiczno
ś
ci.
Nie ma w tym nic takiego, co mo
Ŝ
na by uwa
Ŝ
a
ć
za niezgodne z jego sumieniem. To bowiem,
o czym naucza z racji swego urz
ę
du, jako pełnomocnik ko
ś
cioła, okre
ś
la on sam jako rzecz, w
stosunku do której nie posiada wolno
ś
ci nauczania według własnego widzimisi
ę
, bo na swój
urz
ą
d przyj
ę
ty został po to, by wykłada
ć
zgodnie z przepisami i w cudzym imieniu. B
ę
dzie on
mówił: ko
ś
ciół nasz naucza tak a tak i takie s
ą
dowody, którymi si
ę
posługuje; nast
ę
pnie
uka
Ŝ
e on gminie swej wszystkie praktyczne korzy
ś
ci, płyn
ą
ce z tez, których sam nie
podpisałby mo
Ŝ
e z pełnym przekonaniem, ale do których wyło
Ŝ
enia mógł si
ę
jednak
zobowi
ą
za
ć
jako
Ŝ
e nie jest rzecz
ą
zupełnie niemo
Ŝ
liw
ą
by w tezach tych zawarta była jednak
prawda, a w ka
Ŝ
dym razie nie ma w nich nic takiego, co byłoby sprzeczne z wewn
ę
trznym
poczuciem religijnym. Gdyby bowiem s
ą
dził,
Ŝ
e tezy te sprzeczno
ść
tak
ą
w sobie zawieraj
ą
,
nie mógłby z czystym sumieniem zajmowa
ć
swego urz
ę
du; musiałby ze
ń
zrezygnowa
ć
.
2
U
Ŝ
ytek, jaki sprawuj
ą
cy swój urz
ą
d duszpasterz czyni wobec wiernych ze swego rozumu, jest
u
Ŝ
ytkiem tylko prywatnym; gmina bowiem jest zawsze zgromadzeniem domowym, cho
ć
by
bardzo du
Ŝ
ym, i w odniesieniu do takiego zgromadzenia nie posiada on jako kapłan i nie
mo
Ŝ
e posiada
ć
wolno
ś
ci nauczania, gdy
Ŝ
w danym wypadku wykonuje tylko obce zlecenie.
Jako uczony natomiast, który za po
ś
rednictwem swoich pism przemawia do publiczno
ś
ci we
wła
ś
ciwym tego słowa znaczeniu, mianowicie do
ś
wiata, a wi
ę
c jako duchowny w p u b l i c z
n y m u
Ŝ
ywaniu swego rozumu korzysta on z nieograniczonej wolno
ś
ci posługiwania si
ę
nim
i przemawiania we własnym imieniu. Taki stan rzeczy bowiem, by opiekunowie ludu (w
rzeczach duchownych) sami byli niepełnoletni, byłby niedorzeczno
ś
ci
ą
równaj
ą
c
ą
si
ę
uwiecznieniu wszystkich niedorzeczno
ś
ci.
Ale czy jakie
ś
stowarzyszenie duchownych, np. jakie
ś
zgromadzenie ko
ś
cielne czy co
ś
w
rodzaju jakiej
ś
czcigodnej
classis
(jak to zgromadzenie samo siebie u Holendrów nazywa),
nie miałoby prawa zobowi
ą
za
ć
si
ę
pod przysi
ę
g
ą
do jakiego
ś
niezmiennego symbolu wiary i
t
ą
drog
ą
wykonywa
ć
stałe opieku
ń
stwo nad wszystkimi swoimi członkami, a za ich
po
ś
rednictwem nad całym ludem i opieku
ń
stwo to uczyni
ć
nawet czym
ś
wiecznym?
Odpowiadam na to: nie! jest to zupełnie niemo
Ŝ
liwe! Tego rodzaju umowa, zawarta w celu
powstrzymania na zawsze rodu ludzkiego od dalszego o
ś
wiecenia, byłaby bezwzgl
ę
dnie
niewa
Ŝ
na i nie posiadałaby mocy nawet wtedy, gdyby została zatwierdzona przez najwy
Ŝ
sze
władze, parlamenty i najbardziej uroczyste traktaty.
ś
adne pokolenie nie ma prawa
stowarzyszy
ć
si
ę
czy sprzysi
ęŜ
y
ć
w tym celu, by pokolenie nast
ę
pne postawi
ć
w takim
poło
Ŝ
eniu, w którym nie miałoby ono mo
Ŝ
liwo
ś
ci rozszerzenia swych (szczególnie tych tak
bardzo zalecanych) wiadomo
ś
ci, oczyszczania ich z bł
ę
dów i w ogóle czynienia dalszych
post
ę
pów w dziedzinie o
ś
wiecenia. Byłoby to zbrodni
ą
przeciw naturze ludzkiej, której
podstawowym powołaniem jest wła
ś
nie post
ę
p w dziedzinie o
ś
wiecenia; dlatego te
Ŝ
potomkowie maj
ą
pełne prawo uchwały te odrzuci
ć
, jako podj
ę
te w sposób wyst
ę
pny i bez
upowa
Ŝ
nienia. Kamieniem probierczym praw, jakie mo
Ŝ
na uchwali
ć
i nało
Ŝ
y
ć
na lud, jest
pytanie: czy lud sam mógłby nało
Ŝ
y
ć
na siebie tego rodzaju prawo? Wprawdzie mo
Ŝ
na by
jakie
ś
prawo - jakby w oczekiwaniu lepszego - nało
Ŝ
y
ć
na jaki
ś
okre
ś
lony krótki czas dla
wprowadzenia pewnego porz
ą
dku, ale musi si
ę
przy tym ka
Ŝ
demu obywatelowi, a zwłaszcza
ka
Ŝ
demu duchownemu pozostawi
ć
wolno
ść
, by w charakterze uczonego, publicznie, tzn. w
swych pismach omawiał bł
ę
dy ówczesnego porz
ą
dku. Wprowadzony porz
ą
dek istniałby
tymczasem dalej, póki publiczne zrozumienie istoty tych spraw nie osi
ą
gn
ę
łoby takiego
szczebla i tak dalece si
ę
nie utrwaliło,
Ŝ
e ludzie ci przez poł
ą
czenie swych (je
ś
li ju
Ŝ
nie
wszystkich) głosów mogliby wnie
ść
do tronu propozycj
ę
, by wzi
ą
ł pod swoj
ą
opiek
ę
te
gminy, które zgodnie ze swym poj
ę
ciem lepszego zrozumienia tych spraw wprowadziły u
siebie nowy porz
ą
dek religijny, nie przeszkadzaj
ą
c jednak w niczym tym, którzy chcieliby
pozosta
ć
przy starym.
Ale uło
Ŝ
y
ć
si
ę
w ten sposób,
Ŝ
e zachowany zostanie, cho
ć
by na okres
Ŝ
ycia jednego
człowieka, trwały ustrój religijny, którego nikomu nie wolno b
ę
dzie publicznie
kwestionowa
ć
, i doprowadzi
ć
przez to do wymazania niejako całego okresu w d
ąŜ
eniu
ludzko
ś
ci do post
ę
pów i uczyni
ć
okres ten bezpłodnym, a przez to szkodliwym dla
potomno
ś
ci - jest bezwzgl
ę
dnie niedozwolone. Człowiek mo
Ŝ
e wprawdzie, je
ś
li chodzi o jego
własn
ą
osob
ę
, odsun
ąć
, i to tylko na jaki
ś
czas, konieczno
ść
o
ś
wiecenia si
ę
co do tego, o
czym powinien wiedzie
ć
- ale rezygnowa
ć
z o
ś
wiecenia w ogóle w odniesieniu do własnej
osoby, a tym bardziej w odniesieniu do potomno
ś
ci - znaczy gwałci
ć
i depta
ć
nogami
naj
ś
wi
ę
tsze prawa ludzko
ś
ci. Tego za
ś
, czego nawet samemu ludowi nie wolno uchwala
ć
w
stosunku do siebie samego, nie mo
Ŝ
e tym bardziej uchwali
ć
monarcha; jego bowiem autorytet
ustawodawczy polega wła
ś
nie na tym,
Ŝ
e jednoczy w swej woli cał
ą
wol
ę
ludu; je
ś
li tylko
pilnuje, by wszelkie prawdziwe lub mniemane ulepszenia były zgodne z porz
ą
dkiem
publicznym, mo
Ŝ
e on swoim poddanym pozwoli
ć
czyni
ć
to, co sami uwa
Ŝ
aj
ą
za konieczne
3
dla zbawienia duszy. Cała ta sprawa nie powinna go obchodzi
ć
; ma on tylko zapobiega
ć
temu, by jeden nie przeszkadzał przemoc
ą
drugiemu w ustalaniu tego, co dla zbawienia jest
konieczne i w d
ąŜ
eniu ze wszystkich sił do osi
ą
gni
ę
cia tego zbawienia. Monarcha
sprzeniewierza si
ę
własnemu majestatowi je
ś
li miesza si
ę
do tych spraw przez to,
Ŝ
e pisma, w
których jego poddani chc
ą
wyja
ś
ni
ć
sobie swoje pogl
ą
dy, zaszczyca swym nadzorem
rz
ą
dowym i nara
Ŝ
a si
ę
przez to na zarzut,
Ŝ
e
Caesar non est supra grammaticos
, a tym
bardziej je
ś
li zni
Ŝ
a swoj
ą
władz
ę
nadrz
ę
dn
ą
do tego,
Ŝ
e popiera w swoim pa
ń
stwie despotyzm
duchowy kilku tyranów przeciw reszcie swoich poddanych.
Je
ś
li wi
ę
c teraz kto zapyta: czy
Ŝ
yjemy obecnie w o
ś
w i e c o n e j epoce? –odpowied
ź
brzmie
ć
b
ę
dzie: Nie! Ale w epoce o
ś
w i e c en i a. Tak jak si
ę
teraz sprawy maj
ą
brak
jeszcze wiele do tego, by ludzie, ogólnie bior
ą
c, byli ju
Ŝ
w stanie albo mogli co najmniej by
ć
doprowadzeni do tego, by w sprawach religii kierowali si
ę
sami w sposób pełny i słuszny
swym rozs
ą
dkiem bez obcego kierownictwa. Istniej
ą
natomiast powa
Ŝ
ne oznaki,
Ŝ
e otwiera
si
ę
przed nimi pole swobodnej pracy nad sob
ą
i
Ŝ
e stopniowo zmniejszaj
ą
si
ę
przeszkody,
stoj
ą
ce na drodze ogólnego o
ś
wiecenia, czyli wyj
ś
cia ludzi z zawinionej przez nich samych
niepełnoletno
ś
ci. Z tego punktu widzenia jest nasza epoka epok
ą
o
ś
wiecenia albo, inaczej
mówi
ą
c: stuleciem Fryderyka.
Panuj
ą
cy, który nie poczytuje sobie za rzecz niegodn
ą
powiedzie
ć
,
Ŝ
e uwa
Ŝ
a, i
Ŝ
jego o b o w i
ą
z k i e m jest w sprawach religii niczego ludziom nie narzuca
ć
i pozostawi
ć
im w tej materii
zupełn
ą
swobod
ę
, słowem, panuj
ą
cy, który odrzuca od siebie nawet butny przydomek t o l e r
a n c y j n e g o - panuj
ą
cy taki jest sam człowiekiem o
ś
wieconym i zasługuje na to, by
wdzi
ę
czna potomno
ść
czciła go jako tego, który pierwszy wyzwolił ród ludzki - przynajmniej
od strony rz
ą
du - z niepełnoletno
ś
ci i pozostawił ka
Ŝ
demu wolno
ść
posługiwania si
ę
w
sprawach sumienia swym własnym rozumem. Pod jego rz
ą
dami wolno najbardziej godnym
szacunku duchownym - bez naruszania swych obowi
ą
zków urz
ę
dowych - przedło
Ŝ
y
ć
w
charakterze uczonych zupełnie swobodnie i jawnie
ś
wiatu do oceny swe s
ą
dy i pogl
ą
dy

Ŝ
ni
ą
ce si
ę
w tym czy innym od przyj
ę
tego symbolu wiary; tym bardziej mo
Ŝ
e to czyni
ć
ka
Ŝ
dy inny człowiek, nie kr
ę
powany obowi
ą
zkami urz
ę
dowymi. Panuj
ą
cy tu duch wolno
ś
ci
rozszerza si
ę
równie
Ŝ
na zewn
ą
trz, nawet tam, gdzie walczy
ć
musi z przeszkodami
zewn
ę
trznymi, stawianymi przez nie rozumiej
ą
cy samego siebie rz
ą
d. Ma on jednak przed
sob
ą
przekonywaj
ą
cy przykład,
ś
wiadcz
ą
cy o tym,
Ŝ
e w warunkach wolno
ś
ci nie ma
najmniejszego powodu do obaw o spokój publiczny i jedno
ść
społecze
ń
stwa. Ludzie
wydobywaj
ą
si
ę
sami stopniowo ze swego nieokrzesania, o ile tylko celowo i chytrze nie
pracuje si
ę
nad tym, aby ich w tym nieokrzesaniu utrzyma
ć
.
Główny nacisk w swych rozwa
Ŝ
aniach nad o
ś
wieceniem, nad spraw
ą
wydobycia si
ę
ludzi z
zawinionej przez nich samych niepełnoletno
ś
ci poło
Ŝ
yłem na sprawy r e l i g i i, co si
ę
tyczy
bowiem sztuk i nauk, nasi władcy nie s
ą
zainteresowani w odgrywaniu tu roli opiekunów nad
swoimi poddanymi, a poza tym jest taka niepełnoletno
ść
najszkodliwsza i najsromotniejsza ze
wszystkich niepełnoletno
ś
ci. Głowa pa
ń
stwa sprzyjaj
ą
ca o
ś
wieceniu idzie jednak w swym
sposobie my
ś
lenia jeszcze dalej: dochodzi do wniosku,
Ŝ
e nawet w sprawach dotycz
ą
cych
jego własnego u s t a w o d a w s t w a nie jest rzecz
ą
niebezpieczn
ą
pozwoli
ć
swym
poddanym na robienie p u b 1 i c z n e go u
Ŝ
ytku ze swego rozumu i na jawne przedstawianie
ś
wiatu swych pogl
ą
dów na temat lepszego sformułowania wydawanych ustaw, i to nawet w
poł
ą
czeniu z otwart
ą
krytyk
ą
ju
Ŝ
istniej
ą
cych. Naj
ś
wietniejszy przykład tego mamy u nas i
dzi
ę
ki temu
Ŝ
aden monarcha nie cieszy si
ę
wi
ę
kszym szacunkiem ni
Ŝ
ten, którego my czcimy.
Ale tylko ten panuj
ą
cy, który, sam o
ś
wiecony, nie obawia si
ę
swego własnego cienia, a
jednocze
ś
nie dla zapewnienia spokoju publicznego dysponuje liczn
ą
dobrze zdyscyplinowan
ą
armi
ą
- tylko ten panuj
ą
cy mo
Ŝ
e stawia
ć
spraw
ę
w taki sposób, na jaki nie mo
Ŝ
e sobie
pozwoli
ć
republika (ein Freistaat): m y
ś
l c i e i l e chcecie i o czym c h c e c i e , ale b
ą
d
ź
c i e p o s ł u s z n i ! Stajemy tu wobec dziwnego niespodziewanego biegu spraw ludzkich,
4
biegu, w którym - je
ś
li rozpatrywa
ć
go z grubsza - prawie wszystko jest zawsze paradoksalne.
Wy
Ŝ
szy stopie
ń
wolno
ś
ci politycznej wydaje si
ę
korzystny dla wolno
ś
ci d u c h a ludu, ale
zarazem stawia jej jednak nieprzekraczalne granice: natomiast wolno
ść
o stopie
ń
ni
Ŝ
sza daje
duchowi ludu t
ę
przestrze
ń
, która potrzebna mu jest do pełnego rozwoju swych mo
Ŝ
liwo
ś
ci.
Je
ś
li bowiem przyroda pod t
ą
tward
ą
skorup
ą
rozwin
ę
ła kiełek, o który si
ę
najbardziej
troszczy: skłonno
ść
i powołanie do swobodnego my
ś
lenia - to kiełek ten ze swej strony
oddziałuje stopniowo na sposób my
ś
lenia ludu (który staje si
ę
dzi
ę
ki temu stopniowo coraz
bardziej zdolny do d z i a ł a n i a w wolno
ś
ci), a w ko
ń
cu tak
Ŝ
e na zasady rz
ą
du, który uwa
Ŝ
a
teraz za korzystne dla siebie, by człowieka, który okazuje si
ę
ju
Ŝ
czym
ś
wi
ę
cej ni
Ŝ
maszyn
ą
,
traktowa
ć
tak, jak tego wymaga godno
ść
ludzka.
Krytyka Czystego Rozumu, przeł. R. Ingarden, K
ę
ty 2001.
Wst
ę
p
1
I. O ró
Ŝ
nicy mi
ę
dzy poznaniem czystym a empirycznym
ś
e wszelkie nasze poznanie zaczyna si
ę
wraz z do
ś
wiadczeniem, co do tego nie ma
Ŝ
adnej
w
ą
tpliwo
ś
ci . Có
Ŝ
by bowiem innego mogło władz
ę
poznawania obudzi
ć
do działania, gdyby
tego nie sprawiły przedmioty, które poruszaj
ą
nasze zmysły i po cz
ęś
ci same z siebie
wywołuj
ą
przedstawienia, po cz
ęś
ci wprawiaj
ą
w ruch działalno
ść
naszego intelektu
[polegaj
ą
c
ą
na] porównywaniu z sob
ą
przedstawie
ń
i ł
ą
czeniu ich lub rozdzielaniu i
przerabianiu w ten sposób surowego materiału wra
Ŝ
e
ń
zmysłowych w poznanie przedmiotów
nazywane do
ś
wiadczeniem? Co do czasu wi
ę
c
Ŝ
adne poznanie nie wyprzedza w nas
do
ś
wiadczenia i wszelkie si
ę
z nim rozpoczyna.
Cho
ć
jednak wszelkie nasze poznanie rozpoczyna si
ę
wraz z do
ś
wiadczeniem, to przecie
Ŝ
nie
całe poznanie wypływa wła
ś
nie dlatego z do
ś
wiadczenia. Mogłoby bowiem by
ć
równie
dobrze tak,
Ŝ
eby nawet nasze poznanie do
ś
wiadczalne było czym
ś
zło
Ŝ
onym z tego, co
otrzymujemy przez podniety (Eindrücke), i z tego, co nasza własna władza poznawcza (przez
podniety zmysłowe [do tego] jedynie spowodowana) sama z siebie wydaje; dodatek ten
odró
Ŝ
niamy jednak od owego podstawowego materiału nie wcze
ś
niej, nim długoletnie
ć
wiczenie nie zwróci nam na to uwagi i nie usprawni nas do jego wyodr
ę
bnienia.
1
Idea filozofii transcendentalnej.
Do
ś
wiadczenie jest niew
ą
tpliwie pierwszym wytworem, którego dostarcza
nasz intelekt, opracowuj
ą
c surowy materiał wra
Ŝ
e
ń
zmysłowych. Dzi
ę
ki temu wła
ś
nie jest ono pierwszym
pouczeniem, a w dalszym ci
ą
gu tak niewyczerpanym
ź
ródłem nabywania nowej wiedzy,
Ŝ
e w ł
ą
cz
ą
cych si
ę
z
sob
ą
epokach
Ŝ
ycia wszystkich przyszłych pokole
ń
nie b
ę
dzie si
ę
nigdy odczuwało braku nowych wiadomo
ś
ci,
które mog
ą
by
ć
na tym polu zebrane. Mimo to nie jest to wcale jedyne pole, do którego nasz intelekt daje si
ę
ograniczy
ć
. Do
ś
wiadczenie powiada nam wprawdzie o tym, co istnieje, lecz nie mówi,
Ŝ
e to, co jest, musi by
ć
koniecznie takie a nie inne. Wła
ś
nie dlatego nie dostarcza nam ono te
Ŝ
prawdziwej ogólno
ś
ci, a rozum, który
tak
Ŝą
dny jest tego rodzaju pozna
ń
, jest przez do
ś
wiadczenie raczej podra
Ŝ
niony ni
Ŝ
zaspokojony. Takie ogólne
poznania za
ś
, które odznaczaj
ą
si
ę
zarazem wewn
ę
trzn
ą
konieczno
ś
ci
ą
, musz
ą
by
ć
od do
ś
wiadczenia niezale
Ŝ
ne,
a same dla siebie jasne i pewne. Nazywa si
ę
je przeto poznaniami
a priori
: gdy przeciwnie to, co jest jedynie
zapo
Ŝ
yczone z do
ś
wiadczenia, jest, jak si
ę
zwykle mówi, poznawane tylko
a posteriori
lub empirycznie.
Otó
Ŝ
okazuje si
ę
rzecz nadzwyczaj dziwna,
Ŝ
e nawet w do
ś
wiadczenia nasze mieszaj
ą
si
ę
poznania, które musz
ą
mie
ć
swe
ź
ródło
a priori
, i które, by
ć
mo
Ŝ
e, słu
Ŝą
tylko do tego, by dostarczy
ć
powi
ą
zania naszym
przedstawieniom zmysłowym. Cho
ć
bowiem z do
ś
wiadcze
ń
usuniemy wszystko, co nale
Ŝ
y do zmysłów, to
pozostaj
ą
mimo to pewne pierwotne poj
ę
cia i utworzone z nich s
ą
dy, które musiały powsta
ć
całkowicie
a priori
i
niezale
Ŝ
nie od do
ś
wiadczenia, poniewa
Ŝ
one sprawiaj
ą
,
Ŝ
e o przedmiotach, które zjawiaj
ą
si
ę
zmysłom, mo
Ŝ
na, a
przynajmniej wydaje si
ę
nam,
Ŝ
e mo
Ŝ
na powiedzie
ć
wi
ę
cej, ni
Ŝ
by nas samo do
ś
wiadczenie o tym pouczyło, i
Ŝ
e
twierdzenia zawieraj
ą
prawdziw
ą
ogólno
ść
i konieczn
ą
ś
cisło
ść
, których czysto empiryczne poznanie nie mo
Ŝ
e
dostarczy
ć
.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mirabelkowy.keep.pl