[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Glen CookOgie� w jego d�oniachTom IV cyklu �Imperium grozy�Prze�o�y� Jan Kar�owskiData wydania orygina�u: 1984Data wydania polskiego: 2000Spis tre�ci�Rozdzia� pierwszy � Narodziny mesjasza�Rozdzia� drugi � Ziarna nienawi�ci, korzenie wojny�Rozdzia� trzeci � Drobna potyczka w innym miejscu i czasie�Rozdzia� czwarty � �wist szabli�Rozdzia� pi�ty � Cie� nad fortec��Rozdzia� sz�sty � Do obcych kr�lestw�Rozdzia� si�dmy � Wadi el Kuf�Rozdzia� �smy � Zamek wierny i zdecydowany�Rozdzia� dziewi�ty � Dojrzewanie �o�nierzy�Rozdzia� dziesi�ty � Potyczka przy S�onym Jeziorze�Rozdzia� jedenasty � Uderza grom�Rozdzia� dwunasty � Nocne dzie�o�Rozdzia� trzynasty � Anio��Rozdzia� czternasty � Skradzione sny�Rozdzia� pi�tnasty � Kr�l Bez TronuKsi��k� t� dedykuj� Jenny Menkinnen, bibliotekarce, kt�rej niezmordowanemuwysi�kowi zawdzi�czam, �e podczas wszystkich lat ch�opi�cej m�odo�ci moja ��d�nigdy nie zboczy�a z kursu. By� mo�e to wszystko jest Twoj� win�.Rozdzia� pierwszyNarodziny mesjaszaKa�ra�wana prze�pe��z�a przez ka�mie�niste ko�ryto wadii za�cz�a zako�sami wspina� si� mi�dzy wzg�rza. Znu�dzone wiel�b��dywy�dep�ty�wa�y szlak, wy�zu�tymi z wdzi�ku kro�kami po�ko�nuj�c ko�lejne milezna�cz�ce ich �y�woty. Ca��o�� nie�wiel�kiej, znu��onej ka�ra�wany sk�a�da�a si�z dwu�nastu um�czo�nych zwie�rz�t i sze��ciu wy�czer�pa�nych ludzi.Zbli��alisi� ju� do kresu swej po�dr�y. Od�poczn� kr�tko w El Aqu�ila i znowu po�dejm�prze�praw� przez Sahel, uda�j�c si� po ko�lejny �adu�nek soli.Ob�ser�wo�wa�o ichdziewi�� par oczu.Teraz wiel�b��dy nio�s�y na swych grzbietach s�od�kiedak�tyle, szmaragdy z Je�bal al Alf Dhulquar�neni i re�likty epokiim�pe�rial�nej ce�nione przez kup�c�w z Hel�lin Da�imiel. Za�p�at� za to�waryb�dzie s�l wy�do�byta z dale�kiego za�chodniego mo�rza.Ka�ra�wa�nie przewo�dzi�po�su�ni�ty w la�tach ku�piec Sidi al Rhami. To on kie�rowa� ro�dzin�nyminte�re�sem. To�wa�rzy�szyli mu bra�cia, ku�zyni i sy�no�wie. Naj�m�odszych�o�pak, Mi�cah, led�wie sko�czy� dwa�na��cie lat � by�a to jego pierwszapo�dr� ro�dzinn� tras�.Tych, kt�rzy ob�ser�wo�wali ich czuj�nie z ukry�cia,nie ob�cho�dzi�o, kogo maj� przed sob�.Ich w�dz wy�zna�czy� ka��demu jegoofiar�. Poru�szyli si� nie�ch�t�nie. Po�wie�trze dr�a�o od upa�u, s�o�ce ca��moc� swego bla�sku pra��y�o ich g�owy. By� to naj�go�r�t�szy dzie�naj�go�r�t�szego lata, jakie pa�mi�tano.Wielb��dy, ci�ko st��paj�c, we�sz�y w�mierteln� pu��apk� w��wozu.Ban�dyci wy�sko�czyli zza ska�. Wyli ni�czymsza�kale.Tra�fiony w g�ow�, Mi�cah pad� jako pierwszy. W uszach a� muza�dzwoni�o od si�y ciosu. Le�dwie star�czy�o mu czasu, by poj��, co si�dzieje.Wsz�dzie, do�k�d�kol�wiek po�dr�o�wa�a ka�ra�wana, lu�dzie ga�dali, �ejest to lato z�a. Nigdy dot�d s�o�ce nie by�o tak pa�l�ce, a oazy tak suche.Wrze�czy sa�mej, mu�sia�o by� to lato z�a, skoro nie�kt�rzy upa�dli tak nisko,by ra�bo�wa� ka�ra�wany z sol�. Sta�ro��ytne prawa i oby�czaje chro�ni�y jena�wet przed �u�pie��czymi prakty�kami po�bor�c�w po�dat�ko�wych � tychban�dy�t�w, kt�rych usprawie�dli�wia� fakt, �e kra�dli w imi� kr�la.Mi�cahod�zy�ska� �wiado�mo�� kilka go�dzin p�niej. Nie�wiele po�trze�bo�wa� czasu,aby po��a��o�wa�, �e r�w�nie� nie zgi�n��. B�l po�trafi� znie��. By� w ko�cusy�nem Hammad al Nakir. A dzieci Pu�styni �mierci szybko har�to�wa�y si� wogni�stym pale�nisku.My�l o �mierci sprowa�dzi�a na� bez�rad�no��, jak�od�czu�wa�.Nie po�trafi� od�stra�szy� pa�dli�no��er�c�w. By� zbyt s�aby. Usiad�i p�a�ka�, pod�czas gdy hieny szar�pa�y cia�a jego krewnych i wa�dzi�y si� osmacz�niej�sze k�ski.Wo�k� spo�czy�wa�y cia�a dziewi�ciu ludzi i jed�negowiel�b��da. Ch�opak sam by� w bar�dzo kiep�skim sta�nie. Przy ka��dym ruchudzwoni�o mu w uszach i dwoi�o si� w oczach. Chwilami wy�da�wa�o mu si�, �es�y�szy wo��anie. Nie zwraca� na nie uwagi, tylko upo�rczywie brn�� w stron� ElAqu�ila, wy�czer�puj��cymi, skrom�nymi Ody�se�jami d�u�go�ci stu jar�d�w.Cochwila tra�ci� przytom�no��.Za pi��tym lub sz�stym ra�zem zbu�dzi� si� wni�skiej ja�skini, kt�r� wy�pe��nia�a ci�ka wo� cha�rak�tery�styczna dla lisa.B�l �upa� to w jed�nej, to w dru�giej skroni. Przez ca�e �ycie n�ka�y go b�leg�owy, jed�nak nigdy a� tak nie�zno��ne jak ten. J�k�n��. Z jego ust wy�doby�si� �a�o�sny pisk.� Ach. Obu�dzi��e� si� ju�. Do�brze. Masz, wy�pij to.Wg��bo�kim cie�niu do�strzeg� syl�wetk� przy�kuc�ni�tego cz�o�wieka, ni�skiegoi nie�zwy�kle sta�rego. Po�marsz�czona d�o� po�da�a mu bla�szany ku�bek. Jegodno led�wie zwil��a�a jaka� ciemna, aro�ma�tyczna ciecz.Mi�cah wypi� wszystko. Izn�w po�gr���y� si� w za�po�mnieniu.Jed�nak nie prze�sta� s�y�sze� odle�g�ychg�o�s�w, kt�re bez ko�ca m�wi�y o wie�rze, Bogu i prze�zna�cze�niu, jakie stajeprzed sy�nami Hammad al Nakir.Anio� opie�ko�wa� si� nim przez ca�e tygo�dnie ikar�mi� go nie milkn��cymi na�wet na mo�ment lita�niami d�i�had. Cza�sami, wbez�ksiꭿy�cowe noce, bra� Mi�caha na grzbiet swego skrzydla�tego konia, bypo�kaza� mu wielki �wiat. Ar�gon. Ita�ski�. Hel�lin Da�imiel. Gog-Ah�lan �obr�cone w ruin�. Dunno Scuttari. Necrem�nos. Throyes. Freylandi�. Sam� Hammadal Nakir, Po�mniejsze Kr�le�stwa i jesz�cze tyle, tyle in�nych krain. I bezko�ca po�wta�rza� mu anio�, �e zie�mie te na�le�y zmu�si�, by ugi�y swe ko�lanaprzed Bo�giem, jak to uczyni�y za dni Im�pe�rium. B�g, wieczny prze�cie�, by�cier�pliwy. B�g by� sprawie�dliwy. B�g wszystko ro�zu�mia�. Ale Boganie�po�koi�o od�st�p�stwo jego Wy�bra�nych. Nie dbali ju� o to, by nie�� Prawd�po��r�d ludy.Anio� nie chcia� od�po�wia�da� na �adne pyta�nia. Kar�ci� tylkosy�n�w Hammad al Nakir, kt�rzy po�zwo�lili, by pa�cho��ko�wie Z�ego st�piliich wol� s�u��enia Prawdzie. * * *Cztery wieki przed naro�dzi�nami Mi�cahaal Rhami ist�nia�o mia�sto zwane Il�kaza�rem, kt�rego w�a�dza ob�j�a ca�yza�ch�d. Jed�nak jego kr�lowie byli okrutni i na�zbyt cz�sto po�zwalali, bykie�ro�wa�y nimi pod�szepty cza�row�ni�k�w, my��l��cych wy���cz�nie o w�a�snejko�rzy��ci.A cza�row�ni�k�w tych �ci�ga�o sta�ro��ytne pro�roc�two. G�o�si�oono, �e przez ko�biet� Im�pe�rium spo�tka za�g�ada. Nic wi�c dziwnego, i� cipo�nurzy ne�kro�manci bez �ladu lito��ci g�a�dzili wszystkie w�a�da�j�ce Moc�ko�biety.Za rz��d�w Yilisa, ostatniego Im�pe�ra�tora, spa�lono ko�biet� oimie�niu Smy�rena.Po�zo�sta�wi�a syna; ist�nie�nie dziecka umkn�o uwagi jejka�t�w. Syn �w wy�emi�gro�wa� do Shin�san. Uczy� si� pod kie�run�kiem Te�rvola iKsi����t Tauma�tur�g�w Im�pe�rium Grozy. A po�tem po�wr�ci�, zgorzk�nia�y iprze�pe��niony ��dz� ze�msty.Teraz by� ju� po�t꿭nym cza�row�ni�kiem. Pod jegosztandary �ci��gali wszyscy wro�go�wie Im�pe�rium. Roz�p�ta� naj�okrutniej�sz� zwo�jen, jakie pa�mi�ta�a ta zie�mia. Cza�row�nicy Uka�zani tak�e byli po�t�ni,a ofi�ce�rowie i pro��ci �o��nie�rze Im�pe�rium wierni i za�pra�wieni w bo�jach.Czary w�dro�wa�y po��r�d nie�ko�cz��cych si� nocy i po��e�ra�y ca�e na�rody.Zaowych cza�s�w Im�pe�rium by�o �yzne i bo�gate. Wojna uczyni�a z niego roz�leg��,ka�mie�nist� r�w�nin�. Ko�ryta wiel�kich rzek za�mie�ni�y si� w ka�na�y martwegopia�sku, a kra�ina zy�ska�a sobie miano Hammad al Nakir, Pu�styni �mierci.Po�tom�ko�wie kr�l�w � obr�ceni w drobnych wa�ta��k�w band ob�szar�pa�c�w �rze�zali si� w ma�le�kich krwawych wa��niach o b�ot�niste dziury na�zy�waneoa�zami.Tak by�o, do�p�ki jedna z ro�dzin, mia�no�wicie Qu�esani, nie zdo�by�apo�zycji no�mi�nal�nego przy�najmniej su�we�rena na te�ryto�rium pu�styni,za�pew�nia�j�c tym sa�mym kru�chy, cz�sto zry�wany pok�j. Do�piero wtedy napo�y spa�cyfi�ko�wane ple�miona za�cz�y wznosi� nie�wiel�kie osady i od�na�wia�stare �wi�tynie.Sy�no�wie Hammad al Nakir byli lu�dem reli�gij�nym. Je�dyniewiara w to, �e trudy, ja�kie prze��y�waj�, sta�no�wi� pr�b� ze�s�an� im przezBoga, po�zwala�a znie�� upaln� po�god�, pu�sty�ni� i dzi�ko�� s��sia�d�w. Tylkonie�wzruszone prze�ko�nanie, �e B�g pew�nego dnia zli�tuje si� i przywr�ci imna�le�ne miej�sce po��r�d naro�d�w, da�wa�o si�y do dal�szego bo�ryka�nia si� z�y�ciem.Ale reli�gia ich im�pe�rial�nych przodk�w sto�sowna by�a dla lu�d�wosia�d�ych, rol�ni�k�w i miesz�ka�c�w miast. Hie�rar�chie teo�lo�giczne nieupa�d�y wraz z ziemskimi. W miar� jak po�kole�nia mi�ja�y, a Pan nie chcia� si�zli�to�wa�, zwy�kli lu�dzie od�dalali si� coraz bar�dziej od ka�p�a�n�w, kt�rzynie�zdolni wy�zby� si� histo�rycz�nej iner�cji, nie po�trafili za�adaptowa�do�gmat�w do wa�run�k�w �ycia ple�mion ko�czowni�czych, przy�zwy�cza�jo�nychwa��y� wszystko na deli�kat�nych sza�lach �mierci. * * *Lato by�o chybanaj�sro��sze od czasu tych, kt�re przy�sz�y bez�po��red�nio po Upadku.Zbli��a�j�ca si� je�sie� nie nio�s�a �ad�nej obietnicy ulgi. Oazy wy�sy�cha�y.Gwa�ran�to�wany przez w�a�dz� po�rz��dek po�woli wy�my�ka� si� z r�k Ko�rony ika�p�a�n�w. Na�rasta� chaos, w miar� jak zde�spe�ro�wani lu�dzie po�wra�cali dotrybu �ycia za�mkni�tego w b��d�nym kr�gu wzajem�nych napa��ci i msz�cze�niado�zna�nych krzywd, m�odsi ka�p�ani za� wy�st�po�wali prze�ciwko star�szym wkwe�stii reli�gij�nego sensu suszy. Gniew, ca��ko�wicie wy�my�ka�j�cy si� spodkon�troli, w�dro�wa� po ob�na��o�nych wzg�rzach i wy�dmach. Nie�za�do�wo�leniecza�i�o si� w ka��dym cie�niu.Zie�mia ws�uchi�wa�a si� w po�szeptywa�nia no�wegowia�tru.A pe�wien stary cz�owiek us�y�sza� jaki� od�g�os. Fakt, �e na�zare�ago�wa�, mia� sta� si� jed�no�cze��nie jego prze�kle�stwem iu�wi�ce�niem.Ri�dyah Imam al As�sad naj�lep�sze swoje dni mia� ju� dawno zasob�. Prze��y� pi��dzie�si�t lat w ka�p�a�stwie, obecnie by� zu�pe��nie �lepy.Nie�wiele wi�c m�g� uczyni� w s�u��bie swego Pana. Teraz to Jego s�u�dzypo�winni troszczy� si� o niego.Oni jed�nak dali mu miecz... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mirabelkowy.keep.pl