[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
YSZARD
K
APUŚCIŃSKI
IMPERIUM
SPIS TREŚCI
Przedmowa
I. PIERWSZE SPOTKANIA (1939-1967)
Pińsk, 39
Transsyberyjska, 58
Południe, 67
II. Z LOTU PTAKA (1989-1991)
Trzeci Rzym
Świątynia i pałac
Patrzymy, płaczemy
Człowiek na asfaltowej górze
Ucieczka przed samym sobą
Workuta, zamarznąć w ogniu
Jutro bunt Baszkirów
Misterium rosyjskie
Skacząc przez kałuże
Kołyma, mgła i mgła
Kreml, czarodziejska góra
Pułapka
Azja Środkowa, zagłada morza
Pomona miasteczka Drohobycz
Powrót do rodzinnego miasta
III. CIĄG DALSZY TRWA (1992-1993)
Ciąg dalszy trwa
1
PRZEDMOWA
Książka ta składa się z trzech części:
Część I nazywa się „Pierwsze spotkania (1939--1967)" i jest relacją z moich dawnych pobytów w
Imperium. Opowiadam w niej o wkroczeniu wojsk sowieckich do mojego rodzinnego miasteczka na
Polesiu (dziś jest tam Białoruś), o podróży przez zaśnieżoną i bezludną Syberię, o wyprawie na
Zakaukazie i do republik Środkowej Azji, a więc do obszarów b. ZSRR pełnych egzotyki, konfliktów
i osobliwej, pełnej emocji i sentymentów atmosfery.
Część II nazywa się „Z lotu ptaka (1989-1991)" i zdaje sprawę z kilku moich dłuższych wędrówek
po rozległej ziemi Imperium, jakie odbyłem w latach jego schyłku i ostatecznego rozpadu
(ostatecznego w każdym razie w tej formie, w jakiej istniał do roku 1991). Podróże te odbywałem
sam, omijając oficjalne instytucje i trasy, a szlak tych
wypraw
prowadził od Brześcia (granica b.
ZSRR z Polską) do Magadanu nad Pacyfikiem i od Workuty za Kołem Polarnym do Termezu
(granica z Afganistanem). W sumie jakieś 60 tysięcy kilometrów.
Część III nazywa się „Ciąg dalszy trwa (1992-1993)" i jest to zbiór refleksji, uwag i notatek
powstałych na marginesie moich podróży, rozmów i lektur.
Książka jest napisana polifonicznie, to znaczy przewijają się przez jej stronice postacie, miejsca i
wątki, które mogą powracać kilkakrotnie w różnych latach i kontekstach. Wbrew jednak zasadzie
polifonii, całość
nie kończy się wyższą i ostateczną syntezą, lecz przeciwnie

dezintegruje się i
rozpada, a to dlatego, że w trakcie pisania książki rozpadowi uległ jej główny przedmiot i temat

wielkie mocarstwo sowieckie. Na jego miejsce powstają nowe państwa, a wśród nich

Rosja,
ogromny kraj, zamieszkany przez naród, który od wieków ożywiała i jednoczyła a mb i ej a impe-
rialna.
Książka ta nie jest ani historią Rosji i byłego ZSRR, ani historią narodzin i upadku komunizmu w
tym państwie, ani też podręcznym kompendium wiedzy o Imperium.
Jest ona osobistą relacją z podróży, jakie odbyłem po wielkich obszarach tego kraju (czy raczej

tej części świata), starając
się
dotrzeć tam, gdzie mi pozwoliły czas, siły i możliwości
2
PIERWSZE SPOTKANIA
(1939-1967)
PINSK, 39
Moje pierwsze spotkanie z Imperium odbywa się przy moście łączącym miasteczko Pińsk z
Południem świata. Jest koniec września 1939. Wszędzie wojna. Płoną wioski, ludzie chowają się
przed nalotami po rowach i lasach, gdzie mogą, szukają ratunku. Na naszej drodze leżą zabite
konie. Chcecie jechać dalej, radzi jakiś człowiek, musicie usunąć je na bok. Ile przy tym mitręgi, ile
potu: martwe konie są bardzo ciężkie.
Tłumy uciekających, w pyle, w kurzu, w panice. Po co im tyle tobołków, tyle walizek? Po co tyle
czajników i garnków? Dlaczego tak złorzeczą? Dlaczego bez przerwy o coś pytają? Wszyscy gdzieś
idą, jadą, biegną — nie wiadomo dokąd. Ale moja mama wie, dokąd. Mama wzięła za rękę moją
siostrę i mnie i we trójkę idziemy do Pińska, do naszego mieszkania przy ulicy Wesołej. Wojna
zastała nas koło Rejowca, na wakacjach u wujka, więc teraz musimy wrócić do domu. Tutti a casa!
Ale kiedy po dniach wędrówki jesteśmy blisko Pińska, kiedy z daleka widać już domy miasta,
drzewa pięknego parku i wieże kościołów, na drodze przy samym moście wyrastają nagle
marynarze. Ci marynarze mają długie karabiny i ostre, kolczaste bagnety, a na okrągłych czapkach
— czerwone gwiazdy. Kilka dni temu przypłynęli tu aż z Morza Czarnego, zatopili nasze
kanonierki, zabili naszych marynarzy, a teraz nie chcą wpuścić nas do miasta. Trzymają nas na
odległość, nie ruszać się! krzyczą i mierzą z karabinów.
Mama, a także inne kobiety i dzieci — bo zebrali nas już całą gromadę — płaczą i proszą o litość.
Wołajcie o litość, błagają nas nieprzytomne ze strachu mamy, ale co my, dzieci, możemy jeszcze
zrobić, i tak już od dawna klęczymy na drodze, szlochamy i wyciągamy w górę ramiona.
Krzyk, płacz, karabiny i bagnety, wściekłe twarze spoconych i złych marynarzy, jakaś furia, jakaś
groza i niepojętość, to wszystko jest tam przy moście nad Piną, w tym świecie, w który wkraczam
mając siedem lat.
W szkole od pierwszej lekcji uczymy się alfabetu rosyjskiego. Zaczynamy od litery „s". Jak to od
„s"? pyta ktoś z głębi klasy. Przecież powinno być od „a"! Dzieci, mówi zgnębionym głosem pan
nauczyciel (który jest Polakiem), spójrzcie na okładkę naszej książki. Jaka jest pierwsza litera na tej
okładce? „S"! Petruś, który jest Białorusinem, może przeczytać cały napis: Stalin „Woprosy
leninizma". Jest to jedyna książka, z której uczymy się rosyjskiego, jedyny egzemplarz tej książki.
Na sztywnej okładce, pokrytej szarym lnianym płótnem, duże, złocone litery.
3
ODCHODZĄC OD NAS, TOWARZYSZ LENIN NAKAZAŁ NAM duka w pierwszej ławce
pokorny i cichy Władzio. Lepiej nie pytać, kto to był Lenin. Wszystkie mamy zdążyły już nam
powiedzieć, żeby o nic nie pytać. Zresztą te ostrzeżenia nie były nawet potrzebne. Nie umiem tego
określić, nie umiem powiedzieć, skąd się to brało, ale w powietrzu było coś tak trwożnego, tak
napiętego i ciężkiego, że miasto, w którym dawniej hasaliśmy w najdzikszy i najweselszy sposób,
stało się nagle podstępnym i niebezpiecznym polem minowym. Baliśmy się nawet głębiej
odetchnąć, żeby nie spowodować wybuchu.
Wszystkie dzieci będą należały do Pioniera! Któregoś dnia zajeżdża na podwórko szkolne
samochód, z którego wysiadają panowie w błękitnych mundurach. Ktoś mówi, że to NKWD. Co to
jest NKWD, nie bardzo wiadomo, ale jedno jest pewne, że jeśli starsi, wymawiają tę nazwę, zniżają
głos do szeptu. NKWD musi być najważniejsze, ponieważ ich mundury są eleganckie, nowe, jakby
prosto spod igły. Wojsko chodzi obdarte, zamiast plecaków mają płócienne woreczki, najczęściej
puste, związane byle jakim kordonkiem, i buty chyba nigdy w życiu nie czyszczone, natomiast
jeżeli idzie ktoś z NKWD, na kilometr bije od niego błękitna łuna.
Otóż ci z NKWD przywieźli dla nas białe koszule i czerwone chusty. Jeżeli będą ważne święta,
mówi wystraszonym i smutnym głosem pan nauczyciel, każde dziecko przyjdzie w tej koszuli i
chuście. Przynieśli też i rozdali nam pudło znaczków. Na każdym znaczku był portret innego pana.
Jedni mieli wąsy, a inni — nie. Jeden pan miał bródkę, a dwóch nie miało włosów. Dwóch albo
trzech nosiło okulary. Jeden z NKWD chodził od ławki do ławki i rozdawał znaczki. Dzieci,
powiedział pan nauczyciel głosem, który przypominał dźwięk pustego drewna, to są wasi przywód-
cy. Przywódców było dziewięciu. Nazywali się: Andrejew, Woroszylow, Żdanow, Kaganowicz,
Kalinin, Mikojan, Mołotow, Chruszczow. Dziewiątym przywódcą był Stalin. Znaczek z jego
portretem był dwa razy większy od pozostałych. Ale to było zrozumiałe. Pan, który napisał tak
grubą książkę jak „Woprosy leninizma" (z której uczyliśmy się czytać), powinien mieć znaczek
większy niż inni.
Znaczki przypinało się na agrafce, po lewej stronie, tam gdzie starsi noszą medale. Ale wkrótce
powstał problem — zabrakło znaczków. Ideałem, a nawet niemal obowiązkiem, było nosić
wszystkich przywódców, z dużym znaczkiem Stalina jako otwierającym kolekcję. Tak również
polecali ci z NKWD: trzeba nosić wszystkich! Tymczasem okazało się, że ktoś ma Żdanowa, a nie
ma Mikojana, albo — ktoś ma dwóch Kaganowiczów, a nie ma Mołotowa. Janek przyniósł jednego
dnia aż czterech Chruszczowów, których wymienił za jednego Stalina (Stalina ktoś mu wcześniej
ukradł). Prawdziwym krezusem był wśród nas Petruś — miał aż trzech Stalinów. Wyjmował z
kieszeni, pokazywał, chwalił się.
Kiedyś sąsiad z bocznej ławki — Chaim, odciągnął mnie na stronę. Chciał wymienić dwóch
Andrejewów na Mikojana, ale powiedziałem mu, że Andrejewy mają niską cenę (co było prawdą,
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mirabelkowy.keep.pl