[ Pobierz całość w formacie PDF ]
HARI KUNZRUImpresjonistaWspomnij, �e umiem si� zmienia� b�yskawicznie. Wszystko si� odb�dzie jak wtedy, gdy po raz pierwszy rozmawia�em z tob� pod wielkim dzia�em Zam-Zammah...Jako ch�opak w stroju bia�ych �udzi... gdym po raz pierwszy podchodzi� do Domu Cud�w. Za drugim razem by�e� Hindusem. Jakie� b�dzie trzecie wcielenie?Rudyard Kipling, Kim(prze�. J�zef Birkenmajer)CZʌ� IPRAN NATHPewnego popo�udnia, kilka lat po nastaniu nowego stulecia, czerwonawy py�, b�d�cy kiedy� �yzn� g�rsk� gleb�, wiruje w powietrzu. Opada na je�d�ca, kt�ry mozolnie brnie przez w�wozy, przecinaj�ce tereny po po�udniowej stronie g�r. Wysusza mu gard�o, pokrywa ubranie, zatyka pory r�owej, zlanej potem angielskiej twarzy.Je�dziec nazywa si� Ronald Forrester i jest specjalist� od py�u. A raczej od walki z py�em. Cz�onk�w europejskiego klubu w Simli ci�gle bawi �art ukuty od jego nazwiska: Forrester the forester. Par� razy pr�bowa� wyja�ni� swoim hinduskim podw�adnym w departamencie sens tego dowcipu, ale nie zrozumieli. Uznali, �e jego nazwisko pochodzi od wykonywanego zaj�cia. Sahib Drzewiarz. Jak sahib In�ynier czy pan S�dzia.Sahib Forrester walczy z py�em za pomoc� drzew. Sp�dzi� w g�rach siedem lat. Obje�d�a� wzg�rza z�erane erozj�, sadzi� ochronne pasy m�odych drzewek, uczy� wie�niak�w, jak chroni� gleb�, i wprowadza� rozporz�dzenia zabraniaj�ce wycinki lasu i wypasu byd�a bez stosownego zezwolenia. Dlatego najlepiej ze wszystkich rozumie ironi� swojej obecnej sytuacji. Nawet teraz, na urlopie, praca towarzyszy mu na ka�dym kroku.Poci�ga �yk s�onawej wody z manierki i wypr�a si� w siodle, gdy ko� potyka si�, by zaraz potem odzyska� r�wnowag� i str�ci� w d� kamienie, kt�re podskakuj� po stromym, ja�owym zboczu. Jest p�ne popo�udnie. Przynajmniej upa� zel�a�. Nad g�ow� wisz� o�owiane chmury, brzemienne monsunem, kt�ry nadejdzie lada dzie�. Forrester pragnie, by nadszed� jak najszybciej.Przyjecha� w te strony w�a�nie dlatego, �e brak tu drzew. Na plac�wce, rozparty na werandzie rz�dowego bungalowu, pomy�la� kiedy� przewrotnie, �e bezdrzewna okolica �wietnie nada�aby si� na wypoczynek. Ale teraz wcale mu si� tu nie podoba. To niego�cinna ziemia. Nawet dla ro�linno�ci. Z wyj�tkiem rzadko rozsianych poletek, pracowicie nawadnianych przez wie�niak�w za pomoc� sieci row�w i kana��w, jedynymi ro�linami s� k�pki k�uj�cej po��k�ej trawy i kar�owate cierniste krzewy. Ten wysch�y krajobraz dzia�a na Forrestera przygn�biaj�co.Ka�dego ranka, kiedy s�o�ce zaczyna ogrzewa� namiot, sny Forrestera nabieraj� marszowego tempa. Sny o drzewach. Regimenty himalajskich cedr�w, miarowo pn�ce si� w g�r� i schodz�ce w doliny niczym angielscy �o�nierze, tyle �e przystrojone w ig�y. Nim, sal i palisander. Baniany o mackowatych korzeniach i ciemnym listowiu, przes�aniaj�cym b��kit nieba. Pojawiaj� si� nawet angielskie drzewa, kt�rych nie widzia� od lat. D�by o przedziwnych kszta�tach i wierzby p�acz�ce mutuj� w rytmie powolnego kroku paradnego, gdy przewraca si� z boku na bok. Przez te sny zlewa go pot, trawi niepok�j, chwyta gniew, �e lasy, jego lasy, przeobrazi�y si� w co� rozedrganego i g�upawego. W widowisko towarzysz�ce g��wnemu przedstawieniu. W drzewn� komedi� muzyczn�. Zanim zdo�a si� ogoli�, czerwonawe stru�ki potu zmieszanego z py�em zaczn� sp�ywa� mu z czo�a. Forrester wie, �e nikogo nie mo�e za to wini�. Tylko siebie. Wszyscy naoko�o twierdzili, �e to nieodpowiedni czas na wypraw� na po�udnie.Gdyby go spyta�, mia�by k�opot z odpowiedzi� na pytanie, co tu w�a�ciwie robi. By� mo�e przyjecha� tu z przekory, poniewa� o tej porze roku wszyscy ruszaj� na p�noc za�y� ch�odu wzg�rz. Sp�dzi� trzy tygodnie, je�d��c bez celu to tu, to tam w poszukiwaniu czego�. Tyle �e nie jest do ko�ca pewien, czego szuka. Czego�, co wype�ni pustk�. Do niedawna �ycie w�r�d wzg�rz zupe�nie mu wystarcza�o. Naturalnie samotne. W przeciwie�stwie do niekt�rych koleg�w Forrester rozmawia ze swoimi podw�adnymi i szczerze interesuje si� ich �yciem. Ale r�nice rasowe trudno pokona�, poza tym nigdy nie by� towarzyski, nawet w czasie studi�w. St�d wieczny dystans mi�dzy nim a innymi.Zwyczajni m�czy�ni nadaliby tej pustce kobiecy kszta�t i po�wi�cili urlop polowaniu na �on� podczas herbatek i rozgrywek polo w Simli. Tymczasem Forrester, cz�owiek skomplikowany i ma�om�wny, postanowi� sprawdzi�, jak wygl�da �ycie bez drzew. I odkry�, �e za nim nie przepada. Przynajmniej jaki� post�p. Dla Forrestera najlepszy spos�b na �ycie to oddzieli� rzeczy lubiane od nielubianych. S�k w tym, �e zawsze znajdowa� tak niewiele do wpisania po stronie pozytyw�w. Przemierza wi�c w�wozy i pustkowia barwy khaki, marz�c o drzewach i czekaj�c na co� - cokolwiek - co wype�ni�oby mu dusz�.To co� znajduje si� nie dalej ni� o mil� w linii prostej, cho� wzi�wszy pod uwag� pofa�dowanie dzikiej drogi, odleg�o�� jest ze dwa razy wi�ksza. W miar� jak s�o�ce zni�a si� ku zachodowi, Forrester dostrzega refleksy �wiat�a ta�cz�ce na metalu i r�ow� plam� odbijaj�c� od br�zowej ziemi. Zatrzymuje si� i patrzy, nieruchomiej�c w siodle niczym kawalerzysta podczas defilady. Czuje niezrozumia�e dla siebie zaciskanie si� szcz�k. Od p�tora dnia nie widzia� �ywej duszy. Stopniowo rozr�nia postacie. Wie�niacy, z wygl�du rad�putowie, prowadz� wielb��dy. Eskortuj� przes�oni�ty tkanin� rozko�ysany palankin, niesiony na ramionach przez czterech z nich.Zanim poch�d zbli�y� si� do Forrestera na odleg�o�� g�osu, s�o�ce prawie ju� gin�o za widnokr�giem. Krwawa czerwona po�wiata w pojedynku z ci�k� o�owian� chmur�. Forrester czeka. Jego ko� przest�puje z nogi na nog� na brzegu wyschni�tego strumienia. M�czy�ni d�wigaj�cy palankin zatrzymuj� si� w pewnej odleg�o�ci i stawiaj� sw�j �adunek na ziemi. W ogromnych r�owych turbanach, z przesadnie d�ugimi w�siskami, taksuj� spoconego Anglika jak kupcy szacuj�cy warto�� wo�u. Osiem par czarnych oczu, zaciekawionych i niewzruszonych. R�ka Forrestera mimowolnie w�druje ku szyi.Do przodu przesuwa si� chudy, blady m�czyzna w �rednim wieku, w dhoti i przybrudzonej bia�ej koszuli, z czarnym parasolem pod pach�. Przypomina urz�dnika kolei albo prywatnego nauczyciela. Jego wygl�d k��ci si� z t� ja�ow� krain�. Najwyra�niej to on przewodzi grupie. I najwyra�niej jest niezadowolony, �e jego s�udzy nie czekali na polecenie zatrzymania si�. Przepchn�wszy si� naprz�d, nisko k�ania si� Forresterowi, kt�ry w odpowiedzi dotyka brzegu swego topi. Ju� ma przem�wi� w hindi, gdy nieznajomy wita si� z nim po angielsku.- Zanosi si� na deszcz, prawda?Obaj patrz� w niebo. Jakby na potwierdzenie tych s��w, wielka kropla spada na twarz Forrestera.Ogie� i woda. Ziemia i powietrze. Medytuj o tych przeciwie�stwach i pog�d� je. Zwi� ciasno, a potem po�lij ruchem spiralnym w g��b mrocznego tunelu, by na nowo po��czy�y si� w jedn� ca�o�� z innymi przejawami wielkiej jedno�ci rzeczy, nazywanej Bogiem. My�l mo�e w�drowa� w ten spos�b, prze�lizgiwa� si� od cz�ci ku ca�o�ci, mi�kko niczym wysmarowana olejkiem r�ka masa�ysty. Amrita �a�uje, �e nie mo�e odda� si� my�leniu na zawsze. To by�aby prawdziwa s�odycz! Ale Amrita jest tylko kobiet� i �zawsze� nie b�dzie jej dane. Z braku niesko�czono�ci rozci�gnie czas, kt�ry ma, prz�d�c z niego cieniutk� ni�.Wewn�trz palankinu jest gor�co i duszno. Zapach jedzenia, zastarza�ego potu i wody r�anej miesza si� z innym - ostrym i cierpkim. R�ka Amrity kolejny raz si�ga po ma�� szkatu�k� z drzewa sanda�owego, wype�nion� ciemnymi kulkami. Amrita patrzy na swoj� r�k�, jakby patrzy�a na w�a pe�zn�cego po kamiennej posadzce - z oboj�tno�ci� granicz�c� z odraz�. Tak, to jej r�ka, lecz tylko teraz, przez chwil�. Amrita wie, �e nie jest swoim cia�em. �w krabokszta�tny obiekt, manipuluj�cy kluczykiem przy zamkni�ciu szkatu�ki, a potem zaj�ty kleistymi kulkami czarnej �ywicy, nale�y do niej, jak nale�� szal czy bi�uteria.Wstrz�s. Zatrzymali si�. S�ycha� jakie� g�osy. Amrit� to cieszy. Ma dziewi�tna�cie lat i odbywa ostatni� podr� w �yciu. W tej sytuacji ka�da zw�oka jest powodem do rado�ci. Po�yka kolejn� kulk� opium, czuj�c na j�zyku ostry smak �ywicy.Jak co roku wiatr wia� jednostajnie z po�udniowego zachodu, nios�c ponad r�wnin� �adunek ci�kiego powietrza, by na koniec z ca�ym impetem uderzy� o g�ry. Dzie� po dniu, tydzie� po tygodniu wzlatywa�y ku niebu powietrzne leje. Tam, sch�odzone, przybiera�y nad szczytami posta� wiruj�cej skondensowanej masy. Teraz owe wisz�ce ogrody chmur osi�gn�y punkt, w kt�rym nie utrzymaj� si� d�u�ej na niebie.Przychodzi deszcz.Najpierw spada w g�rach. Niewyobra�alna furia wody. Zaskoczeni na otwartej przestrzeni pasterze i drwale os�aniaj� g�owy szalami i biegn� w poszukiwaniu schronienia. Potem, jak w reakcji �a�cuchowej, chmura za chmur�, ulewa przetacza si� przez pog�rze, zalewaj�c ogniska, bij�c w dachy, wywo�uj�c u�miech na twarzach ludzi, kt�rzy wybiegaj� z dom�w powita� wod�, wyczekiwan� od tak dawna.Wreszcie nadci�ga i nad pustkowie. Kiedy zaczyna pada�, Forrester s�ucha akurat paplaniny niechlujnego bramina i dobiega go w�asny poirytowany g�os, �e to istotnie dobra pora i dobre miejsce na rozbicie obozu. Moti Lal czuje si� chyba ura�ony jego obcesowo�ci�, ale Forresterowi nie to w g�owie. Wbi� wzrok w palankin i gderliw� s�u��c� krz�taj�c� si� wok� haftowanych zas�on. Pasa�erka w �rodku nawet zza nich nie wyjrza�a. Forrester zastanawia si�, czy nie jest chora. A mo�e jest bardzo stara.Wkr�tce deszcz pada ju� miarowo. Grube krople rozbryzguj� si� w pyle jak ma�e bomby. Wielb��dy pomrukuj� niezadowolone podczas p�tania im n�g. S�u�ba uwija si� przy baga�ach. Moti Lal wytrwale podtrzymuje konwersacj�, gdy Forrester zsiada z konia i zaczyna go rozkulbacza�. Moti Lal tutaj nie rz�dzi, o nie, on jest t... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mirabelkowy.keep.pl