[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Douglas Adams
CzeŚĆ, i dziĘki za
ryby
So Long, and Thanks for All the Fish
Tłumaczył: Paweł Wieczorek
Wydanie oryginalne: 1984
Wydanie polskie: 1995
Jane
Z podziękowaniami dla Ricka i Heidi za nierobienie z tego wielkiego
wydarzenia, dla Mogensa i Andy’ego i wszystkich w Huntsham Court za
szereg niewielkich wydarzeń, szczególnie zaś dla Sonny’ego Mehty za
wielkość – mimo wszystkich wydarzeń.
Prolog
Na dalekich peryferiach Galaktyki, w nieciekawym zakątku na końcu jej zachodniego
ramienia, świeci mizerne Ŝółte słońce. Wokół niego, w odległości około stu pięćdziesięciu
milionów kilometrów, krąŜy niewaŜna mała niebiesko-zielona planeta, zamieszkana przez
pochodzące od małp bioformy – tak zadziwiająco prymitywne, Ŝe do dziś uwaŜają zegarki
elektroniczne za świetny wynalazek.
Planeta ta ma, a raczej miała pewien problem – większość mieszkających na niej ludzi
była ciągle nieszczęśliwa.
Przedstawiano liczne propozycje, jak temu zaradzić, ale przewaŜały pomysły dotyczące
głównie modyfikacji obiegu zielonych kawałków papieru, co było o tyle zdumiewające, Ŝe
przecieŜ nie te zielone papierki były nieszczęśliwe. Tak więc problem nie znikał. Szerzyły się
podłość, miernota i ubóstwo, nieszczęśliwi byli nawet ci, którzy mieli elektroniczne zegarki.
Coraz więcej mieszkańców planety uwaŜało, Ŝe popełniono wielki błąd, schodząc z
drzew. Niektórzy twierdzili nawet, Ŝe błędem było wchodzenie na drzewa – nikt nigdy nie
powinien był opuścić głębin oceanów.
Któregoś czwartku – prawie dwa tysiące lat po tym, jak pewien człowiek został przybity
gwoździami do drzewa, bo twierdził, iŜ byłoby wspaniale, gdyby dla odmiany ludzie
spróbowali być mili względem siebie – pewna dziewczyna, siedząca samotnie w kawiarence
w Rickmansworth, nagle zrozumiała, dlaczego cały czas wszystko wychodziło nie tak, jak
trzeba, i wpadła na pomysł, co zrobić, by świat stał się dobry i szczęśliwy. Pomysł był
sensowny, na pewno by się powiódł i nie trzeba by nikogo przybijać do czegokolwiek
gwoździami.
Niestety, nim zdąŜyła podejść do telefonu, by komuś o tym powiedzieć, Ziemia została
nieoczekiwanie zniszczona, by zrobić miejsce nowej hiperprzestrzennej drodze szybkiego
ruchu, i pomysł przepadł, zdawałoby się, na zawsze.
Niniejsza opowieść jest historią tej dziewczyny.
Rozdział 1
Zmrok zapadł wcześnie, co było normalne o tej porze roku.
Panował ziąb i hulał wiatr – co teŜ było normalne.
Zaczęło padać – to było szczególnie normalne.
Lądował statek kosmiczny – i to normalne nie było.
Nie było nikogo, kto mógłby obserwować statek poza paroma wybitnie głupimi
czworonogami, one jednak nie miały pojęcia, co z nim zrobić, czy oczekuje się od nich, by
cokolwiek zrobiły – zjadły go albo co. W rezultacie uczyniły to samo, co zawsze, czyli
uciekły, próbując chować się jedno pod drugie, co zresztą nigdy się nie udawało.
Statek spływał z nieba, jakby balansował na promieniu światła.
Z daleka trudno było to zauwaŜyć przez rozdzierane błyskawicami burzowe chmury, ale z
bliska pojazd wyglądał dziwnie pięknie – szara, elegancko wymodelowana, niewielka bryła.
Oczywiście, nigdy nie moŜna przewidzieć, jakiego wzrostu i budowy okaŜą się
przedstawiciele rasy, z którą mamy się spotkać; gdybyśmy jednak uznali, Ŝe ostatni
środkowogalaktyczny spis ludności zawiera rzetelne dane, zakładalibyśmy, Ŝe w statku jest
sześć istot, i mielibyśmy rację.
Prawdopodobnie i tak kaŜdy zakładałby coś podobnego.
Spis ludności, jak większość ekspertyz, kosztował masę pieniędzy i nie stwierdzał
niczego, co nie byłoby ogólnie znane – z wyjątkiem tego, iŜ statystyczny mieszkaniec
Galaktyki ma 2,4 nogi i posiada jedną hienę. PoniewaŜ to oczywista nieprawda, nie pozostało
nic innego, jak wyrzucić wyniki spisu na śmietnik.
Statek ześlizgiwał się powoli przez deszcz, słabe światła lądowania spowijały go w
bajeczne tęcze. Buczał cichutko, a im był niŜej, tym bardziej dźwięk się nasilał i robił niŜszy.
Dwadzieścia centymetrów nad ziemią buczenie przemieniło się w głębokie dudnienie. W
końcu statek osiadł i ucichł.
Otworzył się luk. Wysunęły się krótkie schodki. Otwór pojaśniał, w mokrą noc wypłynęło
jasne światło. W statku poruszyły się cienie. W świetle stanęła wysoka postać. Rozejrzała się,
wzdrygnęła i szybko ruszyła schodkami w dół. Pod pachą trzymała wielką torbę na zakupy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mirabelkowy.keep.pl